Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 31 stycznia 2012

80.

- Niewiarygodna historia, dziwny zbieg okoliczności. Proszę nabieraj sobie. – zachęcała
- Myślałeś że tak szybko znajdziesz właściciela?
- Nie, w ogóle mi to nie przyszło do głowy. Zacząłem się już do niego przyzwyczajać. Tak naprawdę to myślałem że zostanie ze mną na zawsze.
Powoli jedli i gawędzili. Potem zaczęli przeskakiwać z tematu na temat. Joanna wypytywała o zdrowie rodziny stryja, o Jacka rodzinę, o zakupy. Gdzie był i o czym rozmawiano. Gdy przeszli do kawy i deseru, Jacek zaczął opowiadać o spotkaniu z Weroniką, historii ich przyjaźni i ich wspólnej wyprawie na cmentarz.
                    - Potem przejechaliśmy się po miejskich ulicach i odwiozłem ją do domu. - zakończył opowieść - Cieszę się że akurat dane było nam się spotkać. Dobrze że jej się przynajmniej powiodło. Zawsze wspominała że jej marzeniem jest podróż do Europy. 
                    - No cóż, moim też… - powiedziała smutno – Jednym się uda spełnić marzenia innym nie.
                    - A ja nie mam ochoty jechać tak daleko. – wtrącił - Tu jest mi dobrze, mam rodziców, chodzę na spacery, czasem poluję, poznałem ciebie.
                    - Bardzo mi miło… Ale czy nie uważasz że aby docenić to co się ma, trzeba poznać różna miejsca? Przecież jest tyle piękniejszych miejsc niż to. Nie mówię że tu mi się nie podoba, ale tyle jest miejsc godnych zobaczenia. No jeśli nie Europa, to na przykład Chiny. Zupełnie inne, klimatyczne pejzaże.  
                    - Artystyczna dusza z ciebie, chodzisz z głową w chmurach, wrażliwość wychodzi ci uszami… - zażartował - Nie wiem, ale nie chce mi się nigdzie stąd wyjeżdżać. Tutaj wszystko jest znajome, po prostu pewniej się tu czuję.
                    - Pewnie masz rację, ale mnie ogarnia czasem tęsknota za czymś zupełnie obcym, za jakimś nowym wyzwaniem…
                    - No właśnie, nowe wyzwanie, mieliśmy iść na spacer. - przypomniał Jacek -  Sprzątamy i idziemy?
                    - Jasne. Ty posprzątaj ze stołu, a ja pozmywam.
Zabrali się do roboty. Jackowi sprytnie poszło, więc wziął ścierkę i pomógł Joannie wycierać jeszcze mokre talerze. Gdy skończyli, podziękowała mu i patrząc sobie w oczy, uśmiechnęli się do siebie.
                    - Wszystko? No to,.. Idziemy.
                    - Mam pomysł. Stryjek mi przysłał dobre wino. Może weźmiemy je ze sobą? Szklaneczki, koc i posiedzimy sobie na polanie?
                    - Wspaniały pomysł. Masz jakiś koszyk czy coś, żeby można było wygodniej nieść?
                    - Jest w sypialni, tam gdzie koc, taka fajna torba na ranię, zaraz przyniosę. A ty weź z kredensu lampki. Może zawiń je w ściereczkę, jest w szufladzie nisko.  - Jacek posłusznie wykonał polecenie – Już mam, kładę na stole.
                    - Ja też, zostało wino, jest w spiżarce, zaraz przyniosę. I wezmę jeszcze ciastka. - Szybciutko się uwinęła. -
                    - To co, wszystko? – spytał gdy się spakowali - Skinęła głową i wyszli z domu.

Na trawie Joanna zdjęła buty. Z wyraźną przyjemnością szła dalej boso. Odrzuciła włosy do tyłu i z podniesioną głową patrzyła w górę.
- Dzisiaj nie widać kluczy, nie słychać gęgania. Pewnie ptaki zrobiły sobie wolne w podróży.
- Myślę że odpoczywają, jak już raz się wybiorą, to konsekwentnie lecą dalej. Taki jest zew natury.
Jacek patrzył z przyjemnością na Joannę idącą nieco przed nim. Zaobserwował znaczącą zmianę w jej zachowaniu, ubiorze. Gdy ją poznał była zagubiona i nieprzystępna. Odpowiadała półsłówkami, zdawkowo, tylko na wywołany temat. Teraz sama inspiruje rozmowę i cierpliwie dyskutuje obserwując rozmówcę. Często się śmieje i wyczuć można zupełną swobodę w obronie własnych racji. Ubiera się śmielej i bardziej kolorowo. Jej postać stała się bardziej powabna a nawet kokietująca. Bardzo mu się podobała ta odmiana.

Ta jej pewność siebie, poczucie własnej wartości. Zauważył, że poczuła się przy nim bezpiecznie. Mile połaskotało to jego ego. Dzięki temu i on czekał na ich spotkania. Prawie tak jak za czasów jego małżeństwa, przy Laurze. Czuł że jest komuś potrzebny.
Wyrównał się z nią i powiedział.
                    - Jest tu jakaś inna ścieżka na polanę, przez las?
- Tak, ale jest dłuższa. Chodź pokażę ci… Rośnie przy niej śliczny staruszek grab, a raczej dwa. Są splecione razem pniami. Powiadają że są to zaklęte w niedoli dwa losy ludzkie. Rosną tak ku przestrodze, by zawsze pamiętać o potrzebujących. Opowiadana jest o nich legenda. Jesteś jej ciekawy?

1 komentarz:

  1. Witam ! dzisiaj coś więcej napisałeś ...brawo !!! gratuluję również punktualności !!!

    OdpowiedzUsuń