Łączna liczba wyświetleń

piątek, 31 sierpnia 2012

164.

                - Jednak moja złota, wesele nam się udało.
            - Mhm… Było wspaniale. Orkiestra grała ślicznie, może młodym trochę nie pasowała, ale i tak wszyscy się bawili beztrosko. A te ich żarty i całe prowadzenie wesela, wodzirej…
            - Oczepiny, jak przy młodej parze, a nie jak przy doświadczonych kochankach…
            - Przesadzasz było fajnie. Tylko my jesteśmy już trochę starsi i patrzymy z innej perspektywy.
            - Wiem, przekomarzam się tylko z tobą. To co, wstajemy?
            - Już, tylko się jeszcze powyciągam. – Ziewnęła i zaczęła robić koci grzbiet. W trakcie spytała. - A kiedy masz chęć pojechać do miasta?
            - A kiedy chcesz? Jutro, pojutrze.
            - To może poczekamy do piątku. Wpadniemy do fotografa i odwiedzimy wszystkich, będzie już weekend. OK.?    


środa, 29 sierpnia 2012

Muszę wspomnieć że opowiadanie, powstaje na bierząco. Nie czytam go i po jakimś czasie nie poprawiam. Może więc  czasem coś nie grać. ;-D ... Składnia, logika itp... Opowiadanie pomału się kończy, myślę że do listopada... Mam kilka pomysłów, skorzystam z nich i już nie będę przeciągać, bo wyjdzie z tego telenowela... ;-D Piszę jak mam czas, więc wychodzi czasem więcej, czasem wolniej. Takie jest prawo bloga... ;-* 

wtorek, 28 sierpnia 2012

163.
- Jednak z dystansu, Joanno, teraz dobrze sobie przypomnieć nasze miny i zachowanie w kościele. Pamiętasz jak ksiądz się potknął, albo najlepiej jak się zaciął składając nam życzenia…
            - Acha, wyglądało to tak jakby szukał u nas ratunku… Dobry stary ksiądz. Dla mnie najtrudniejsze było przetrwać te życzenia na schodach po zakończeniu ceremonii. Na koniec już miałam dość. W kółko to samo, no i ta niekończąca się kolejka…
            - No, masz rację. A kwiaty, była cała masa. Co z nimi zrobiono?
- To sprawa starszych. Część została w kościele, częścią ozdobiono stoły na weselu. A reszta pojechała do domu. Trochę róż suszy się jeszcze na stryszku.
- Ciekawy jestem jak udały się zdjęcia. Trzeba będzie wpaść do fotografa i je odebrać.
- Jejku! Racja. Trzeba posegregować i rozdać je rodzinie i znajomym. Musimy się wybrać kiedyś do miasta.
- Musimy poodwiedzać i podziękować za przybycie.
- Szkoda że Karol nie wytrzymał do końca. Miły byłeś że go odwiozłeś do domu. Ślub go wykończył, a wesele jeszcze dobiło. Słabiutki już jest…
- Odwiozłem bo byłem jeszcze najbardziej trzeźwym gościem na weselu. W domu się nim zajęli troskliwie. Na drugi dzień wpadł przecież jeszcze na chwilę na poprawiny.
- Ale to już nie to. Został z niego cień człowieka. Lada chwila można się spodziewać wiadomości o jego śmierci. Dobrze że doczekał naszego ślubu. Tak chciał na nim być… Adaś też nie do końca był sobą na weselu. Wspaniały dzieciak.
- Był ozdobą wesela, nie przesadzaj. Do wszystkich się przymilał, pogadał, a i czasem rozbawił drętwiejsze towarzystwo. Gdzież się taki uchował…
- Tak, ale wiem że się martwił o ojca…  

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

162.

Świtało. Jacek i Joanna leżeli rozkryci w łóżku. Na dworze upał tu przyjemny chłodek. Pora na  kolejny gorący dzień, nic się nie chce. Ot sielskie, błogie lenistwo…
            - Wiesz, kiedyś szlachta to miała fajne życie. – odezwał się Jacek.
            - No… Takie jak my teraz. Nie było pośpiechu, stresu, musu… Cały wysiłek spadał na chłopów… A arystokracja tylko czasem nadglądała i poganiała.
            - Nie, od tego byli agronomowie, dzierżawcy. Państwo się bawili.
            - Parsknęli śmiechem…
           - Dziwne to były czasy. Dobrze że minęły. Teraz każdy może żyć gdzie chce i robić tak jak chce. No nie wszędzie, każdy śpi jak sobie pościele, ale ogólnie źle nie jest… Nam nie jest źle. Prawda?
           - Prawda Jacku. Jestem przy tobie szczęśliwa. A pamiętasz jak to było nerwowo kilka dni temu. Te przygotowania, ślub, wesele. Organizowanie tego wszystkiego. Te koszta, niepewność, troski… Dobrze że to jest za nami. Prawda?
           - Yhm, masz rację, dobrze… - przypomniał sobie ślub w kościele… 

czwartek, 23 sierpnia 2012

       
 161. 
- Witam młodą parę. Proszę, zapraszam… Na stole leży komplet dokumentów do podpisania. Nic się nie zmieniło od ostatniego razu?… Widzę że nie, tak tylko spytam… Chodźcie kochani, podpiszmy to co nam biurokracja każe i zatwierdźmy to przed ołtarzem.
            - Proszę. Tu podpisuje młoda. Tak… Pan młody. Ślicznie… Proszę świadków. Tu się podpisuje świadkowa. Proszę świadka, tu podpis, no ślicznie. Teraz możemy zacząć ceremonię. Wszyscy wiedzą co robić?... A więc, zapraszam.
           
            Młodzi ze świadkami wyszli i zajęli miejsce w otwartych drzwiach kościoła. Ksiądz natomiast zaczął się przebierać do ceremonii. Trwało to chwilę, więc goście którzy zajęli już miejsca w ławkach, ze znudzonymi minami rozglądali się dookoła.
            Świątynia nie była jakoś specjalnie przybrana do ślubu. Jedynie ławki były ozdobione kokardami z wielkich wstążek, a przez środek kościoła rozłożony był czerwony dywan w małe wzorki.
            Nagle, wszyscy aż drgnęli… Zewsząd zabrzmiał głośny akord marsza Meldensona. To organista zaczął swój popis rozpoczynający całą ceremonię. Wszystko, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zaczęło ożywać i nabierać tempa w blasku zapalających się po kolei żyrandolach, zwisających z sufitu na długich srebrnych łańcuchach. Zabrzmiał dzwonek i orszak z młodymi ruszył pod ołtarz w kierunku oczekującego na nich kapłana. Wszyscy zamarli w bezruchu, obserwując młodych… Była to chwila na którą wszyscy czekali…
                                                                       ***
            

środa, 22 sierpnia 2012

         
160. 
Najpierw z domu wyszli młodzi, za nimi świadkowie i rodzice. Po zawsze wzruszającej chwili pożegnania, modlitwy z ucałowaniem krzyża, wszyscy byli nieco wzruszeni tą podniosłą chwilą. Jednak gdy słońce zaświeciło na twarze wychodzących, miny się wszystkim rozpromieniły…
Toć to nie pogrzeb, lecz dla wszystkich bardzo radosna chwila. Ślub i wesele! Czas stawić czoła wyzwaniom… Do dzieła…
               Z domu do świątyni wszyscy pojechali strojnymi bryczkami. Nie było to wszak daleko. U bram Kościoła przywitał ich szum rozmów zaproszonego tłumu gości weselnych. Wszyscy się uśmiechali, czasami dawali znać o swej obecności machnięciem dłoni.
               Jacek niepotrzebnie się martwił. W kościele wszystko przebiegało jak z góry było ustalone. Ksiądz już czekał na nich w zachrystii. Tam skierowali swoje pierwsze kroki. 

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

         
 159.  
- A jak zacznie padać? Albo coś się nie uda. – Znowu zaczął biadolić Jacek. - Tak bym chciał by się wszystko udało…
- Uda się, uda. Nie tak to inaczej. Żadnej katastrofy na niebie i ziemi nie przewidują. – powiedział ojciec przyglądając się Jackowi w nowo skrojonym garniturze. –
- Żeby tylko ksiądz nie zmienił zdania. To była by tragedia. Joanna niby rozwód ma, ale męża też…
- Słuchaj synu. Tragedię to już przeżyłeś. A to tragedią nie jest… To tylko kłopot, który zawsze można w jakiś sposób rozwiązać. Jak ksiądz powie nie, w co wątpię, to ślub weźmiecie tylko w urzędzie. A jak się wszystko unormuje, znowu pogadacie z księdzem. Wesele tak, czy siak się odbędzie. Nie martw się.
- Dobrze że ciebie mam tato. Ty zawsze masz jakiś sensowny pomysł i wytłumaczenie…
- Dziękuję. Jak nie tobie to komu mam doradzać? Jesteś moim synem… Wiesz co, przetrzyj jeszcze te buty, nie wyglądają już świeżo…. No i chyba było by to na tyle. Którą to mamy godzinę?   

piątek, 17 sierpnia 2012

                
 158. 
 - Jejku!... Ale zamieszanie.
Powiedziała Joanna stojąc przed lustrem w domu rodzinnym Jacka, ubierana przez druhny w ślubny strój.
- Zaczynam już tego mieć dość. Perfekcyjna każda fałdka, coś pożyczonego, podwiązka… Już jestem zmęczona, a gdzie jeszcze ślub i wesele. Dosyć zostawcie mnie, a kysz, rusałki jedne. Już raz to przerabiałam…
- Stój i cierp. Tak ma być i już. Ślubu się nie ma codziennie. Masz być piękna i powabna, dla młodego, dla nas, dla gości.
- Ale ja już mam dość...
- To nic. Gorzej jak my się obrazimy i zostawimy cię samej sobie. Samotna panna młoda bez druhen. Wyobrażasz to sobie? Nie? No to stój, już niewiele zostało.
                                                                          ***

czwartek, 16 sierpnia 2012

Urlop minął, zbliża się koniec lata...
Żniwa się kończą, pola pokrywają się brunatnymi skibami... Trzeba się brać do pisania opowiadania... Och jak się nie chce... Ale słowo się rzekło... Postanowienie noworoczne. ;-D
Muszę się przybrać, może jutro, ale napewno w następnym tygodniu, pomału, aż znów zlapię bakcyla... ;-)))