Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 29 maja 2012

141.

Ranek przywitał ich piękną, słoneczną pogodą. W lesie i na łąkach, w wodzie i na niebie, panował szum, kwilenie i pogwizdywanie. Istny hałas... 
Zdawać by się mogło, że wszystkie stworzenia się przekrzykują, przedrzeźniają i starają się zwrócić na siebie uwagę.

Tak to właśnie jest na wiosnę w czasie godów. Zwierzęta się zalecają, pokazują swoje walory, barwy, siłę i zręczność. Coroczny, ustawiczny cykl orgii i zabiegów o przedłużenie gatunku.
Podobnie jest z ludźmi. Wiosna wpływa i na nich. Zupełnie inaczej teraz się zachowują, są milsi, jakby bardziej przyjaźni, może spokojniejsi. Młodzi się kokietują, uśmiechają, umawiają. Częściej chodzą za rękę, marzą, snują plany. Mówią o miłości…

W domu, tak jakby się wszyscy umówili. Tak jakby zadzwonił budzik i wszyscy obudzili się na komendę w jednym czasie i w tej samej chwili.
Najpierw w łóżkach słychać ich było dyskusję, potem zaczęto planowanie. A potem, zerwali się i na wyścigi pobiegli w kierunku łazienki. Kto pierwszy…
Nie inaczej, jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności, musiała oczywiście wygrać Joanna, jedyna dama w tym towarzystwie.  Chłopcy musieli się na razie zadowolić, pobliskimi krzaczkami, na luksusy musieli poczekać. 


poniedziałek, 28 maja 2012

140.

W końcu skończyła swoje zajęcia. Nakryła stół i poprosiła ich o zajęcie miejsca. Oni też akurat wychodzili z łazienki, by się nieco odświeżyć i umyć po pracy.
- No i jak tam? Już gotowi? Ja też w końcu jestem wolna. Ach! Jak miło na was popatrzeć.   Nabierajcie sobie, proszę. Dziś przygotowałam wam coś po góralsku, kwaśnicę. Jest tu i kawałek kiełbasy i żeberka… Ziemniaki są w zupie.
- No to sobie konkretnie się najemy. Nawet już zgłodnieliśmy. Adam poradzisz sobie?
- Dam radę, chociaż nigdy czegoś takiego nie jadłem.
- Ten przepis dostałam od twojej mamy Jacek, pewnie o tym nie wiesz? Przeglądaliśmy jej stare przepisy i zapisałam kilka z nich. No i jak? Kwaśna, co nie?
- Na kaca dobra. – Odparł Jacek.
- Bardzo smaczna, to taka potrawa jednogarnkowa? I zupa i drugie w jednym?
- Dwa w jednym, dobre… Muszę to zapamiętać Adasiu. – Tak można tą zupę nazwać. Można się naprawdę najeść, zjadając jej jeden talerz.
- No, taki większy. –Stwierdził uśmiechając się Jacek.
- Ale nie każdemu jest taka ilość wskazana, są też ludzie z brzuszkiem…
- Dla mnie wystarczy jeden. Bardzo smaczna ta zupa.
- I dla mnie. A ty Jacku jak chcesz dokładki, to proszę…

I tak minął im wieczór. Na przekomarzaniach i żartach. Na planowaniu kto będzie gdzie i z kim spał, co planują i gdzie zamierzają pojechać. Co warto zobaczyć i jak przyjemnie spędzić czas pobytu Adasia u nich na ranczu, jak nazwał Adam ich domek w lesie.
                                                           ***


piątek, 25 maja 2012

139.

Jacek zajął się gościem w ten sposób, że zabrał go do rozładowania samochodu. Nie było tego wiele, zaledwie kilka toreb, ale za to ciężkie.
Tym razem nie wybrał się na zakupy, tylko by załatwić kilka spraw. Był w banku, urzędzie, a także odwiedził kilku znajomych. Chciał by na ślub przyleciała z Europy Weronika z mężem Markiem, jednak to nie był za dobry okres do podróży dla Marka. Okazało się iż w czasie urlopów, był on niezastąpiony w promocji firmy i wyjazdów na targi. Jednak Weronika, prawdopodobnie mogła by pogodzić swój wyjazd z pracą i nie mówiła nie. Jacek chciał się z nią teraz skontaktować, lecz znów tym razem nie wyszło. Wysłał jej jedynie wiadomość pocztą.
Wrócili z Adamem obładowani torbami i od razu zajęli się rozpakowywaniem. Adam nie zachowywał się jak gość. Aktywnie pomagał Jackowi  i wypytywał gdzie co postawić, co z tym zrobić i zadawał wiele tym podobnych pytań.
Joanna nie wtrącała się bardzo do tych zajęć, obserwowała jedynie z pod oka chłopaków, zadowolona z tego jak dobrze się dogadują.


środa, 23 maja 2012

138.

W maju Jacek zrobił Joannie niespodziankę. W tym okresie często wyjeżdżali do miasta, a bywało, że jeździł też i sam. Podczas jednego z takich wyjazdów, umówili się z Adasiem, że zabierze go na kilka dni do nich na wzgórze. Pokaże mu dom, zrobią przejażdżkę po okolicy. Będzie też okazja porozmawiać o przyszłości, a także o latach ubiegłych spędzonych tylko z ojcem. Jak im się układało, co robili, gdzie przebywali…
Adaś chętnie się zgodził, Karol też nie miał nic przeciwko wyjazdowi, zwłaszcza że było akurat teraz kilka dni świątecznych.
Pod wieczór, pod koniec maja, pojawili się na wzgórzu. Joanna zajęta w domu nie podejrzewała niczego. Była mile zaskoczona i uradowana, gdy w drzwiach stanęła jej dwójka kochanych mężczyzn.
- Jezus-Maria, - zawołała – no nie może to być! Ale niespodzianka. Jacek, nic nie wspominałeś, że przyjedziesz z Adasiem. Wspaniale Cię widzieć, na długo wpadłeś nas odwiedzić? Ależ niespodzianka… Wchodźcie, wchodźcie. Właśnie robiłam kolację. Ale mnie zaskoczyliście…
- Nic nie mówiłem bo jeszcze sam nie byłem pewny tego, że przyjedziemy we dwójkę. Nie chciałem zapeszyć i niepotrzebnie robić ci nadziei. No ale udało się i jesteśmy. Witaj kochanie!
- Witajcie…
Przytuliła się w powitalnym geście do Adasia i próbowała objąć ramieniem Jacka.
- Jakże się cieszę, jak miło Cię u nas gościć. Zaraz się obrządzę i będę wolna. A Ty rozgość się. Jacek zajmij się gościem. Już kończę…     


wtorek, 22 maja 2012

137.

Żyli sobie tu pod lasem spokojnie. Czasem wybierali się dorożką na przejażdżkę do lasu. Czasem odwiedzali domek stryja, gdzie nawet kilka razy nocowali. Joanna wystawiała sztalugi i malowała, a Jacek udawał się na polowanie, albo zwyczajnie na przejażdżkę. Myśli o ślubie raczej nie zajmowały im myśli.
Gdy czasem wpadł im jakiś pomysł do głowy, to rozmawiali, o nim, dyskutowali o różnych jego wariantach i czasem z niego rezygnowali, a czasem zatwierdzali do realizacji. Nie chcieli wielkiej fety, chcieli ślubu kameralnego i skromnego. A skoro ksiądz nie mógł dać im go w kościele - z racji rozwodu cywilnego Joanny, to i z większością spraw nie mieli kłopotu.
Ślub miał się odbyć urzędzie, a po nim małe przyjęcie w domu weselnym w Czarnych Olchach. Sprawy służbowe i terminy mieli już zatwierdzone i obgadane, a inne rzeczy co i rusz się zmieniały, w zależności od tego, kto na jaki pomysł aktualnie wpadał i co zaświtało akurat w głowie ich bliskich. Nie były to wielkie sprawy, więc i nie było potrzeby się długo nad nimi zastanawiać. Ale skoro mieli jeszcze sporo czasu do ślubu, to i pomysłów się sporo wszystkim nazbierało.
Kontaktowali się za pomocą Tele-radia, a raz nawet wybrali się do miasta, by wszystkiego dopilnować i przedyskutować.
Joanna, choć już dostała rozwód od Karola, to nie było tak, by była o wszystko spokojna. Myślała o nim, bo i stan jego zdrowia często się zmieniał. Podczas chemii był nie do życia, podczas przerw w kuracji dochodził do sił i chciał być na tyle aktywny na ile zdrowie mu pozwalało. Nudził się, przychodziły mu do głowy różne pomysły, i chciał z kimś porozmawiać.
Lekarze nie dawali mu dużych szans, na przeżycie do końca roku, jednak Karol się nie poddawał. Bardzo chciał dożyć ślubu i być na nim. Chciał też do końca doprowadzić sprawy Adasia. Zrobił testament i chociaż już nie zostało mu z majątku za wiele, to na jego kształcenie odłożył dość sporą sumkę.
Czół się winny, więc bardzo pragnął dołożyć się do uroczystości ślubnej Joanny. A skoro młodzi wymarzyli sobie ślub nie duży, to i Karol chciał chociaż pomóc im w jego przygotowaniu. Chciał bardzo wynagrodzić jej te stracone lata i chciał by wiedzieli, że żałuje teraz tych powziętych onegdaj decyzji. Dla młodych było to jednak dosyć męczące, bo często Karol ingerował za mocno w ich prywatne sprawy. Jednak oni byli w takich momentach bardzo wyrozumiali i troskliwi. Nie dawali mu odczuć, że jego troskę uważają z niepotrzebną i czasami jego zachowanie uważają za wścibskie. Byli ponad to i śmieli się często z takich sytuacji. Byli szczęśliwi i nic nie mogło zakłócić tego stanu.
                                                            ***


czwartek, 17 maja 2012

136.

Nie potrzebnie się martwili stanem wody w rzece. Wody nie przybyło. Udało im się przejechać bez problemów, tak jak poprzednim razem. Został już im tylko do przejechania najbardziej stromy odcinek leśnego duktu, ale i tu nie mieli kłopotów. Napęd na cztery koła robił swoje. Pokonali go i jeszcze sporo przed zmrokiem zajechali na podwórko.
- Nareszcie w domu. – Jacek zwrócił się do Joanny. – Trzeba chyba stworzyć klimat domowy bo pewnie zimno tu i nieprzyjemnie. Długo nas nie było, a cień i las robi swoje. Zaraz rozpalę w piecu, a potem zajmę się zakupami.
- OK. A ja zajmę się kolacją.
Jacek jednak się nie namęczył zbytnio rozpalaniem w piecu. Zarówno kolektory jak i turbina wiatrowa, zadbały o klimat we wnętrzu. Nie były wyłączone i w środku panowało przyjemne ciepło. Była nawet ciepła woda.
- Joanno, jestem geniuszem. Wiedziałem co zainstalować w naszym domku. Jestem wspaniałym gospodarzem, mężczyzną i złotą rączką. Zażartował Jacek. Joanno, możesz mnie całować.
- Jak wyładujesz zakupy z samochodu, zjemy kolację i zmyjemy kurz z podróży, to może dostaniesz całusa. Nie wcześniej… - odpowiedziała wesoło.
Krzątała się lekko i z cicha nuciła coś pod nosem. Jednak nie spuszczała z Jacka wzroku. Patrzyła z fascynacją na jego kocie ruchy i pewne silne ramiona. Jak z gracją, wnosił zakupy i pakunki do domu i kładł je do spiżarki oraz lodówki.  Jacek też nie pozostawał jej dłużny.
- Kocham jak się krzątasz po domu, zasłużyłem na całusa?
- Powiedziałam, i ani minuty wcześniej. Cala twarz jej zajaśniała, a uśmiech promieniał i nadawał blasku jej całej postaci. Wyglądała naprawdę ślicznie…
- Jesteś piękna, naprawdę cieszę się że jesteśmy razem… Wiesz? - Jacek stanął i nie mógł oderwać od Joanny wzroku. Uśmiechnął się i przesłał jej całusa.
                                                           ***


wtorek, 15 maja 2012

135.

Zrobili tak jak postanowili. Przedstawili całą sprawę rodzicom, potem pojechali na plebanię by porozmawiać z księdzem i do stryjów Joanny.
Chcieli się z nimi pożegnać i zaprosić na ślub. Ewentualnie, zaprosić Adasia, gdyby chciał z nimi jechać, do ich domku w lesie. Adam, jak przypuszczali, chciał zostać z ojcem. Towarzyszyć mu w jego walce z chorobą i wspierać na ile to było możliwe.
Karol w tym czasie był na kroplówce w szpitalu. Więc poprosili tylko Adasia by go serdecznie pozdrowił i przekazał że myślą o nim i są dobrej myśli.
Nie siedzieli długo. Wypili kawę, zjedli ciasto, porozmawiali i jeszcze przed obiadem wyjechali do rodziców Jacka. By tam spakować się, zrobić jakieś zakupy i nastawić się psychicznie na jutrzejszy wyjazd.
Zajechali akurat na obiad. Zakupy więc musieli zrobić jutro przed wyjazdem. Nie przejęli się tym w ogóle, bo nic ich nie zmuszało do pośpiechu. Wystarczy jak zajadą do domu na wieczór, no może nie tak późno, bo lepiej rzekę przekroczyć gdy będzie jeszcze widno. Chociaż mocno nie padało, to z wodą nigdy nie wiadomo. Lubi czasem zaskoczyć.
                                                           ***


poniedziałek, 14 maja 2012

134.

- Jacku, jestem szczęśliwa, wiesz? – powiedziała Joanna. – Dopiero teraz wiem w jakim świecie żyłam… Mam ciebie, syna niedaleko. Poprosiłeś mnie o rękę. Są już i papiery rozwodowe. Mam pewność jutra… To dla mnie tak wiele… Kocham cię.
             Przylgnęła do niego całym ciałem i pocałowała w usta. Mierzwiła jego włosy, pieściła ramiona, pierś. Potem położyła się mu na ramieniu i leżeli tak , spokojnie, z uczuciem patrząc czasami sobie w oczy.
Za oknem szumiał wiatr, a w okno uderzały krople deszczu.
- Jak myślisz, uda nam się? – Zamyśliła się…
- Na pewno… To nie jest ta głupia i młodzieńcza miłość. Na szczęście jesteśmy starsi, już po przejściach. Mamy trochę doświadczenia i się kochamy. Zaufaj mi, ułoży nam się świetnie. Mamy przed sobą długie, szczęśliwe życie. Wierzę w to i będę ci to codziennie udowadniał.
- Jesteś kochany…

Zapanowała chwila milczenia.
- O czym myślisz Jacku?
- Myślę o tym, że skoro jest już lepiej, powinniśmy załatwić tu wszystkie sprawy związane ze ślubem i pojechać do naszego domu. Przygotować się i spokojnie przedyskutować wspólnie to, co nam jeszcze przyjdzie do głowy. Co ty na to?
- Masz rację, nie ma co zwlekać. Już dosyć narobiłam fatygi twoim rodzicom. Powinniśmy wracać. To co, wstajemy i przekażemy im tą wspaniałą wiadomość?
- Myślę że powinniśmy, ale poleżmy jeszcze z pięć minut, tak jest miło gdy się przytulasz. Pocałuj mnie kochanie, tak mnie to nastraja pozytywnie na cały dzień. Chodź do mnie, ale myślę, że to nie skończy się tylko na całusach. – Uśmiechnął się do Joanny i zatracili się w miłości…
                                                           ***


piątek, 11 maja 2012

133.

 To Joannie było teraz bardzo potrzebne. Mogła się wziąć w garść i pomału zacząć stawiać czoła losowi. Znowu zaczęła organizować przyszłość.
                                                           ***
Nazajutrz nie było poprawy, ale też i nie czuła się gorzej. To na pewno był rzut. Nie mogła się doczekać wizyty u neurologa. Była pewna że jej pomoże, przecież nie może się teraz poddać. Teraz gdy zaczęło się jej wszystko układać, to było by bez sensu…
Widać było jej odmianę w porównaniu z poprzednim dniem. Widać było że bierze byka za rogi. Jej panika i strach minęły bez śladu. Zjedli i pod wieczór byli gotowi do wizyty u lekarza.       
Lekarz przyjął ich serdecznie. Znał Joannę i dopytywał się jak jej się układa. To była raczej psychoanaliza niż zwykłe badanie. Rozmawiając, przyglądał się jej uważnie. Położył na kozetce oraz badał jej chód. Dawno jej nie widział, to i badanie było dokładne i trwało długo.
Po kilkunastu minutach przyznał, że to jest najprawdopodobniej rzut, ale by to potwierdzić musi skierować ją do laryngologa. Zlecił badania ambulatoryjne i przypisał leki.
Joanna sumiennie przykładała się przez dwa tygodnie do zaleceń lekarza. Po tym okresie, po złym samopoczuciu nie było śladu.
W tym czasie, już w rodzinnym domu Jacka, gdzie zabrał Joannę, odwiedzał ją dwukrotnie Adam. Nie był spięty i nie zachowywał się jak się tego spodziewała. Był swobodny i wesoły. Widać że się martwi, ale atmosfera panująca w domu sprawiała, że i nie ma czym się przejmować. Zwłaszcza że zdrowie jej szybko wracało do normy.
Powrócił motyw ślubu. Choroba zaczęła znikać w mgle zapomnienia, a jej miejsce zajęły rozmowy  na nowy temat, przygotowań się do Wesela.
                                                           ***


środa, 9 maja 2012

132.

Twarz jej pobladła.
Nie widomo czy to od symptomów choroby, czy ze strachu, że może to być rzut SM-u. Chociaż zawsze była przygotowana na pogorszenie zdrowia, bo taka to jest właśnie ta choroba, że może zaatakować w każdej chwili. Nie chciała, by akurat teraz nastąpił jej nawrót.
Postawi to na głowie, przecież jej plany i zapewnienia o opiece nad Adamem. A oświadczyny Jacka? Jak zareaguje? A jak znów powróci depresja? Co robić? Jej świat zaczyna się walić, mało już jej brakuje do paniki. Boże! Tylko nie teraz. Co zrobiłam złego że mnie karzesz? Co mam robić?
Na szczęście, Jacek,  jako człowiek nie znoszący być zaskakiwany przez los, miał już opracowaną strategię postępowania w takim wypadku. Zadzwonił zaraz do lekarza Joanny i umówił się na wizytę. Był dziś zajęty, ale jutro, pod wieczór mógł przyjąć Joannę w domowym gabinecie lekarskim. Mając już to z głowy, zatroszczył się o nią. Zadbał o spokój i jej komfort psychiczny.
Swoim pewnym postępowaniem, troską i miłością z jaką przekonywał, że się nią zaopiekuje, uspokoił ją do tego stopnia, że przestała się nakręcać i zaczęła się powoli uspokajać. To w tej chwili było jej najbardziej potrzebne.
Stryjostwo, pamiętające jej chorobę i depresję, było też bardzo zaniepokojone objawami choroby Joanny. Nie wiedzieli, czy to się nie powtórzy. Widząc jednak poświęcenie i zaangażowanie Jacka. Jago pewność siebie i dyscyplinę jaką narzucił i oni zaczęli się stopniowo uspokajać.
Jacek nie pozwolił wstawać Joannie. Poprosił o posiłek do jej pokoju i opiekując się zajął się jej komfortem psychicznym. Uspokajał ją i pocieszał. Przekonywał, że zajmie się wszystkim i na pewno ją nie zostawi…          


wtorek, 8 maja 2012

131.

Długo jeszcze w nocy rozmawiali. Cieszyli się, że wszystko w prywatnym życiu,  zaczęło się im układać. Po wielu latach nareszcie nastąpiło spotkanie Joanny z Karolem i Adasiem. Nie było przy tym kłótni i nieporozumień…
 Jacek oświadczył się Joannie, zaczęto snuć plany na przyszłość. Jedyną złą nutą w tym wszystkim był stan Karola. Jednak uczucie jakim go kiedyś darzyła, już dawno wygasło. Więc zostało pokryte pyłem uczuciowej obojętności.
Szczęście przy boku Jacka zaczęło nabierać nowych barw. Noc przyprószona kieliszkiem alkoholu, okazała się im dziś bardzo upojna. Łóżko okazało się wspaniałym akcentem na zakończenie dnia pełnego wrażeń. Joanna zasnęła zaspokojona i szczęśliwa.
                                                            ***
Niestety ranek, już nie był tak radosny. Stres towarzyszący wrażeniom ostatnich dni, wysiłek i napięcie, ukazały ujście w pogorszeniu zdrowia Joanny.
Obudziła się słaba, z lekkim szumem w uszach i zawrotami głowy.  


poniedziałek, 7 maja 2012

130.

        Gdy światła samochodu ogarnęły swym blaskiem podwórek i dom stryjostwa, natychmiast pojawiły się w drzwiach ich zaciekawione sylwetki. Ze zniecierpliwieniem czekali aż Joanna i Jacek wyjdą z samochodu i na zmianę zadawali niecierpliwie pytania.
- No jak. Jak było? Co uradziliście? Był Adaś? No mówcie…
- Było, tak jak myśleliśmy. Ale chyba nie będziemy o tym rozmawiać na podwórku. – Odparł żartobliwie Jacek. – Jak pozwolicie nam wejść, to może w środku zdamy wam relację…
- Nie potrzebnie, aż tak się denerwowałam. Wyszło wszystko OK. Ale faktycznie, może najpierw wejdziemy…
Wszyscy byli poruszeni, ale stryjowie ledwo mogli opanować swoje podniecenie.
- Jasne, chodźmy. Usiądziemy i porozmawiamy. Zjecie coś? Nie jesteście głodni? Bo cały obiad na Was czeka. Wszystko ciepłe.
- Właściwie, to nie jesteśmy za bardzo głodni. Chociaż tam mieliśmy żołądki skurczone z nerwów, to jednak należy przyznać że nas ugoszczono…
To siadajcie przy stole, podam kawę z ciastem. A ty, podaj kieliszki i coś mocniejszego. – Zosia zwróciła się do męża. - A posiłek zjemy później, gdy zgłodniejemy.
Po kilku minutach krzątaniny, wszyscy usiedli i Joanna zaczęła relacjonować całe zajście w domu Karola. Widać, że już ochłonęła, mówiła spokojnie, pewnym tonem. Nie było to radosne spotkanie, więc i opowieść nie była wesoła. Ale widać było że emocje z niej wyszły i opowiadała już swobodnie.
Opowiadała o przywitaniu i o Karola przemowie. O tym jak już źle wyglądał i o widocznym wysiłku na jego twarzy. Mówiła o Adasiu. O tym co mówił, jak wyglądał, o ich wspólnej rozmowie.
Potem przeszła do wspólnej dyskusji, tej już nieoficjalnej, przy stole. Mówiła o gościnności i o miłej, sympatycznej atmosferze i o tym co zaplanowali względem siebie, podczas przyszłej smutnej rzeczywistości. Czyli chorobie Karola i jego niechybnym, smutnym odejściu. 
O tym że nie mają nic przeciwko odwiedzinom Adasia w domu Karola i u Joanny... I jego zamieszkaniu u nich w przyszłości.
W sumie to było to dla nich bardzo budujące spotkanie. Pozbawione już zupełnie dawnych żali i niesnasek. Obie strony mogły szczerze opowiedzieć o swoich odczuciach, ich postępowaniu i myślach w czasie choroby. Doszło do zgody w harmonijnej atmosferze i to jest najważniejsze.
Tak przecież powinni się zachować wszyscy odpowiedzialni ludzie. - Zakończyła swój wywód, Joanna.

- Tak jak powiedział Adaś – niewiadomo dlaczego zaistniała ta złość i rozstanie. Po co to spotkanie teraz jeśli mogło by być zupełnie inaczej… - skwitował Jacek… Ale…
- Z drugiej strony gdyby nie to, nigdy bym Joanny nie spotkał… No i nie miał okazji się oświadczyć…
- No nie, to wspaniale… - Chórem wykrzyknęli stryjowie. – To znaczy będzie ślub. Można wiedzieć jak to planujecie?...
- Na razie nic nie mamy zaplanowanego. – Odpowiedziała Joanna. – Sama jestem jeszcze w szoku. Przed chwilą w samochodzie Jacek mi się oświadczył.
- No to faktycznie jeszcze świeża sprawa...