Przytuliliśmy
się do siebie. I tak przytuleni na pokojowej ławie, doczekaliśmy całą rodziną
do rana. Rano w telewizji cisza, brak programu. Na drodze żadnego ruchu.
Sąsiedzi wyszli na podwórek, do obrządku, lecz robota nikomu nie szła. Każdy
miał potrzebę rozmowy, każdy zadawał w myślach pytania. Niepewność i strach
rozlewała się po wsi. Co się dzieje?
Tak było do
wieczora. Wieczorem, na drogach dookoła, rozlegał się chrobot gąsiennic i
warkot silników samochodowych. Ciemność rozświetlały reflektory i ogniska
rozpalane przez żołnierzy z orzełkami na hełmach. Pomału docierała do
wszystkich straszna wiadomość. To pucz, władzę siłą przejęła jedyna słuszna
polityczno - wyznaniowa siła z człowiekiem o ptasim nazwisku na czele.
Wszystkich
opornych, o innych poglądach wywieziono, internowano, lub rozstrzelawszy
pochowano w zbiorowych mogiłach. Wszystkich opanował strach. Co teraz będzie? Przecież
tu jest prawdziwy tygiel etniczny, źródła wiary różnych religii. Czy duchowny o
nazwisku pięknego rudego grzyba poskromi teraz swe ambicje? Czy nienawiść z ust
człowieka o ptasim nazwisku będzie w jakiś sposób przez kogoś hamowana?
Przecież na wzór dawnej komuny, w naszym kraju na naszych oczach powstaje
państwo wyznaniowe. Co na to Papa? Czy to początek wojny katolicko –
muzułmańskiej? Czy to tylko nowy podział strefy wpływów? Mamy żyć i chodzić
jakiś burkach do końca życia? Co to będzie?
Obudziłem
się zlany potem, ale szczęśliwy że był to tylko sen… Może była to i polityczna
mara, ale jaka realna… Zacząłem sobie zadawać pytanie, czy to możliwe? Słuchając
tego zjadliwego, pełnego nienawiści języka w parlamencie myślę że tak. Patrząc
na wybryki narodowościowców, kiboli, niedowartościowanych polityków i
wojskowych, jestem tego pewny. Przecież taki scenariusz jest całkiem możliwy…
Nie mogłem zasnąć
już do rana…