Łączna liczba wyświetleń
19,119
czwartek, 5 września 2013
120. Gdy się grzybnię posiało, wyrównało i uklepało,
przykrywało się ją gazetami i zraszało wodą. Trzeba było ją zresztą zraszać
nawet i kilka razy dziennie, by była ciągle wilgotna. Grzybnia pod gazetami
rozrastała się nawet trzy tygodnie. Obornik z brunatnego stawał się coraz
bardziej ryżawo- siwy, pachniał już też grzybami. Wtedy to, przykrywało się go
okrywą, wykonaną z torfu, gliny, piasku. Miała być chłonna, przewiewna o
strukturze przypominającej gruboziarnisty żwir. To kosztowało lata doświadczeń,
by taka okrywa spełniała swoją rolę. Torf przywoziło się z kopalni torfu, z łąk,
dołów. Glinę brało z cegielni, a piasek ze żwirowni. Aby nie zawierała
drobnoustrojów i szkodliwych bakterii, tydzień przed przykryciem nią substratu,
trzeba było ją spasteryzować. Przez dwanaście godzin utrzymać bardzo wysoką
temperaturę, praktycznie u nas, wręcz od dołu zagotować… Ojciec przedtem, gdy
nie było pieca, odkażał ją tylko formaliną. Ciepłą, ale już nie gorącą ziemią
przykrywało się obornik przy pomocy wiader i długiego grzebienia wykonanego
samodzielnie. W okrywie, grzybnia rozrastała się szybko, gdy pierwsze strzępki
zaczynały docierać do powierzchni, schładzało się powietrze z dwudziestu kilku
stopni do nawet szesnastu, w zależności od rasy grzybni. Był to tak zwany szok
termiczny. Powodował on zawiązywanie się na strzępkach grzybni owocników. Po
kilkunastu dniach następował pierwszy wysyp, rzut grzybów.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz