Łączna liczba wyświetleń

sobota, 30 czerwca 2012


          Piękna dziś pogoda, nieprawdaż?... Trochę słońca, cieplutko, a wieczorkiem może i popada… ;-D Lato, weekend, wakacje, HURRRRAAAAA!!!
            Chcę przypomnieć, że to opowiadanie, jak i cały mój Blog, powstał przy okazji „złożenia” sobie Postanowień Noworocznych. Blog piszę już kilka ładnych miesięcy, opowiadanie zbliża się ku końcowi…
I może to jest cudzy i zapożyczony zwyczaj, (jak Walentynki), ale mnie daje wiele satysfakcji… Uważam też, że i wiele korzyści, dało mi to pisanie…
Polecam ten sposób i życzę Wam by od Nowego Roku być aktywnym, nie zamykać się w sobie i w domu, ale być otwartym, aby sprostać coraz to nowym wyzwaniom… ;-D
Życzę wiele optymizmu z okazji rozpoczęcia nowego miesiąca - Lipca… ;-*   

czwartek, 28 czerwca 2012

152.

Błyskawice przecinały powietrze co chwila. Towarzyszące im grzmoty powodowały nieprzyjemne mrowienie koło kręgosłupa. Błyskało i grzmiało. Wiatr to cichł, to się wzmagał. Las piszczał i wił się na wietrze jak wąż. To była jedna z największych burz, jakie Jacek przeżył w życiu.
Nieprzyjemny klimat burzy potęgowała jeszcze ciemność i niesamowicie silny wiatr spływający z góry ku dolinie. Wszyscy nie spali, bali się aby spadające drzewa nie uszkodziły im domu. Siedzieli ubrani i przytuleni do siebie na łóżku. Drżeli za każdym razem, gdy w pobliżu uderzył piorun przypominający przetaczające się po niebie armaty. Ciemność rozświetlały im tylko błyskawice i mała akumulatorowa lampka.
Siedząc tak wyobrażali skalę zniszczenia jaką spowoduje wiatr towarzyszący tej rozbłyskującej co chwila piorunami burzy. Modlili się by szybko się skończyła i zostawiła ich i ich domostwo w spokoju.     
Jednak jak to mówią, nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, zjednoczyła ich ta burza bardzo. Ten strach i troska o siebie i dom spowodowała, że stali się bardziej sobie bliscy. Tworzyli niezaprzeczalnie teraz prawdziwą rodzinę. Tego nie mogli zaprzepaścić. To było coś wielkiego i zarazem eterycznie wzniosłego. Scaliło to ich i znacznie przybliżyło. Adam stał się ich synem…
                                    ***


środa, 27 czerwca 2012

151.

Wrócili do domu w ciemności. Nie martwili się tym, że wyjechali z nad jeziora o zmierzchu, bawili się wspaniale. Okazało się że woda była na tyle ciepła, że pozwoliła im na chwilę kąpieli. Ogrzeli się potem przy ognisku i zjedli posiłek. Adaś, już nie mógł doczekać się obiecanego polowania, więc z Jackiem zaraz po kolacji wyszli w zarośla jeziorne poszukać czegoś do ustrzelenia, co by ich usatysfakcjonowało.
            Udało się Jackowi upolować gąskę, a i Adaś był zadowolony, bo kilka razy potem Jacek pozwolił mu strzelić z broni do ustawionych na pieńku celów. Bawili się przednie, przez co i czas zleciał im migiem… Wynikiem tego był w końcu krzyk Joanny by przywołać ich do siebie.
Nie, nie dostali  od niej bury, ale też i nieco trwało nim dotarli w końcu do obozowiska i zapakowali bryczkę. Zmierzchało. Musiało minąć trochę czasu zanim wrócili do domu, to była bez księżycowa, ciemna noc. Wieczorem, gdy kładli się spać, zaczęło na dworze błyskać. Po godzinie rozpętało się piekło.
                                                            ***       


wtorek, 26 czerwca 2012

150.

Słońce stało jeszcze wysoko gdy zajechali nad jezioro. Spodziewali się, chłodniejszego powietrza które wiało by od strony wody. Jednak nie. W kotlince w którą wjechali było nawet cieplej niż w lesie na polanie. Postanowili tu się zatrzymać. Był tu i dostęp do płytkiej zatoczki, wiele miejsca z niską trawą, była tu i mała piaszczysta plaża. Wspaniałe miejsce.
- To co? Zakładamy tu obóz. – Spytał Jacek.
- Piękne miejsce, zgoda.
- Często tu przyjeżdżam jak jestem w okolicy, ze względu na widok. W dali góry, potem las a poniżej przecudna tafla jeziora. Wiecie, że te wysepki często się od siebie odrywają i dryfując po wodzie można je obserwować w różnych zakątkach? Nigdy nie jest tak samo. Cudowne miejsce…
- A ryby tu są? – Spytał Adam.
- A wiesz że nie łapałem? Polowałem tu tylko i po okolicy, ale ryby? Na pewno są, ale nigdy ich nie łapałem, nie czułem potrzeby łapania ryb… Tylko parę razy widziałem jak ktoś łowi z łódki. Pewnie to i dobrze, taki dziki akwen w lesie. Chyba mało kto wie, że coś takiego tu jest. Ludzie łapią w rzece i w jeziorach bliżej siedlisk, poza tym trudny tu czasem dostęp.
- A może przyjedziemy tu kiedy połapać ryby? Ja bardzo lubię wędkować.
- Nie ma sprawy. Trzeba tylko kupić jakieś wędki, a może jakiś ponton?
- Ja mam swój sprzęt, mogę ci pożyczać. No ale łódka by się przydała.
- No to trzeba zapisać na liście zakupów nowy sprawunek…
- No to wyskakujemy. Zakładamy obozowisko. Zobaczymy jak woda, pochodzimy trochę po brzegu. Potem zjemy i pójdziemy zapolować. Co wy na taki plan?
- Może być, ale mnie polowanie nie ciekawi. Wy idźcie, ja poleniuchuję w samotności…
- No to postanowione.
                                                            ***


piątek, 22 czerwca 2012

149.



- Podziwiasz widoki? Pięknie prawda?…
- Tak, podoba mi się tu. Chciałbym zamieszkać w takim miejscu. Spokój, swoboda, nikt nie przeszkadza i nikomu się nie przeszkadza. To jest to co mi się podoba…
- Myślę że nie ma przeszkód byś się tu teraz przeniósł. Bardzo bylibyśmy radzi gdybyś zamieszkał z nami.
- Rozumiem … Ale teraz chciałbym być z tatą… Przeżywa teraz ciężkie chwile…
- Wiem. Jest coraz słabszy. Szkoda że tak to się ułożyło. Boleję nad tym, no ale tak to czasem bywa. Różnie w życiu losy się układają. Na niektóre sprawy mamy wpływ, na inne nie. Choroby należą do tych drugich… Chodź pójdziemy do Jacka już pewnie na nas czeka…
- Co mamy teraz w planie?
- Chyba jeszcze trochę tu posiedzimy, nad jezioro pojedziemy później.
- I na polowanie.
- I na polowanie… Musimy jeszcze porozmawiać z Jackiem i ustalić co, kiedy i jak...
                                                           ***
- Witam wędrownika... Martwiliśmy się o Ciebie, zmyłeś się tak nagle i cicho. – Jacek z uśmiechem, delikatnie obsztorcował Adasia.
- Spaliście tak smacznie. Nigdzie daleko nie odchodziłem. Wystarczyło krzyknąć…
- Nic się nie stało. To co robimy? – Zwrócił się z pytaniem do Joanny.
- No właśnie, trzeba to ustalić. Za ile czasu jedziemy nad jezioro? Bo ja jeszcze chciałabym trochę w domu posprzątać i takie tam…
- I na polowanie mieliśmy jechać. – wtrącił cicho Adam.
- Z polowaniem nie musimy się nadto śpieszyć. Myślę że za dwie godziny już będziemy mogli wyjeżdżać. Ja też teraz powinienem zrobić nieco porządku z gałęziami, połamało się ich trochę podczas zimy i w czasie wichur... Pomożesz mi Adam?
- Chętnie.
- No to do roboty. Najpierw je pozbieramy, niektóre porąbiemy, potniemy grubsze piłą i ułożymy tu na kupie pod płotem.
- A jest tu piła?
- Jest, jest wszystko. Są w domu w komórce, ale najpierw zrobimy porządek z gałęźmi. Zaciągniemy je w jedne miejsce najlepiej gdzieś tu, w pobliże płotu.
Po tych słowach, rozeszli się wszyscy po podwórku i zajęli się porządkami. Czas na pracy biegł im bardzo szybko. Nawet się nie obejrzeli gdy zaplanowane dwie godziny minęły. Zostały już tylko drobne poprawki, gdy zadecydowali że powinni już wyruszać.
- Jest ciepło więc umyjemy się i zjemy nad jeziorem. Pod wieczór zapolujemy OK.?
- No to co my jeszcze tu robimy. W drogę… - odpowiedział zniecierpliwiony Adaś.
- A więc zaprzęgam i wyjeżdżamy…
                                                            ***        

środa, 20 czerwca 2012

148.

Wszyscy troje najedzeni, leżeli w słodkim lenistwie na łące. Świeże powietrze, słoneczko, szum wiatru w lesie i syty żołądek spowodował u nich wszystkich senność. Nawet nie klejąca się rozmowa, nie potrafiła przemóc tej potrzeby. Zasnęli...

Ognisko zaczynało się już dopalać, gdy jako pierwszy otworzył oczy Adaś. Ziewnął rozejrzał się wokoło. Spojrzał na śpiących Joannę i  Jacka. Czół się już wyspany i nie chciało mu się leżeć. Postanowił ich nie budzić. Wstał i  przespacerował się po podwórku. Zajrzał do domu, skorzystał z ustępu, na koniec wszedł na ścieżkę prowadzącą do lasu. Nie chciał iść sam w głąb nieznanego i ciemnego zagajnika, więc skierował kroki w kierunku skąd przyjechali, na polanę. Usiadł na skraju i zaczął podziwiać obłoki na niebie, góry, dolinę w oddali, . Bardzo mu się tu podobało. Pomyślał że chciałby tu kiedyś powrócić i zamieszkać. To odpowiadało bardzo jemu charakterowi. Nie przepadał za zgiełkiem, miastem, tłumem ludzi. Nie bardzo umiał się w nim odnaleźć. Marzył o mieszkaniu na prowincji, gdzieś na kolonii, a ta pustka wokół i wspaniały widok przemówił mu do serca…
Także ta atmosfera panująca domu Jacka, osobowość i sposób bycia mamy bardzo mu odpowiadały. Bardzo chciałby z nimi zamieszkać. Czuje się z nimi bezpiecznie, swobodnie nie tak jak z ojcem, z którym czół się jak uciekinier. To był dobry człowiek, ale nie potrafił mu zapewnić tego spokoju.
Gdy zachorował świat jakby zaczął uciekać mu spod nóg. Dopiero gdy ojciec powiedział mu o matce i że powinien w tej sytuacji do niej wrócić, powoli zaczął przekonywać się do tego pomysłu. Teraz wie, że to dla niego najlepsze rozwiązanie. Ojciec słabnie, pewnie stracił już nadzieję że mu się poprawi, widać że się poddaje. Wątpi by dożył do jesieni, ale nie może go teraz zostawić. Jest mu to winien.   
Te przemyślenia przerwały mu kroki matki, która wyszła go poszukać. Wiedziała gdzie najprawdopodobniej poszedł, więc poprosiła Jacka by został na chwilę sam. Chciała z Adamem spędzić jeszcze kilka chwil sam na sam.
                                                            ***   


piątek, 15 czerwca 2012

147.

- Patyki, patyki, będą i patyki. Według rozkazu.
Wszyscy rozeszli się po posesji i zajęli się swoimi sprawami. Joanna porządkami i przygotowaniem jedzenia w domu. Adaś drewnem, a Jacek wykoszeniem trawy w miejscu ogniska. Potem, razem z już wolnym Adasiem, poszli poszukać i wyciąć w leśnej gęstwinie kilka ładnych patyków do nadziania kiełbasek.
Gdy po dłuższej chwili wrócili, przywitał ich płomyk przeciskający się między gałęziami roznieconego przez Joannę ogniska.
Joanna leżała obok na kocyku, a na ławeczkach czekało już jedzenie i napoje. Dym ulatywał prostą strużką do nieba, przepowiadając piękną pogodę.
- Płonie ognisko w lesie… - Zabrzmiały słowa piosenki z kierunku lasu, z którego zbliżali się już chłopcy.
- Wiatr smętną piosnkę niesie. - Odpowiedziało im echo i melodyjny głos Joanny.
- Niniejszym, otwieram sezon na czas majówek i ognisk. Cieszmy się ludziska! Hip, hip – Hurrraaa… Zakrzyknął śmiejąc się Jacek.
Hip, hip – hurrrraaaaa… - odpowiedziała mu uradowana reszta. 
                                                                              ***  


czwartek, 14 czerwca 2012

146.



- Tu też jest ślicznie. – Powiedział Adaś gdy wjechali na podwórko. I jak dużo miejsca. Wygląda tu jak w filmach kowbojskich…
- W filmach, westernach? No nigdy bym na to nie wpadła… Jacek słyszysz?
- No… Faktycznie, coś w tym jest.
- A gdzie rozpalimy ognisko? Jest tu jakiś chrust?
- Jest, jest wszystko. Tylko pozwól że się wyładujemy z wozu.
Jacek zatrzymał konia przed studnią. Zajął się jego rozprzęgnięciem i uwiązaniem na łące. Joanna zaś przy wybitnej pomocy Adasia, zajęła się rozładowaniem pakunków z bryczki i szukaniem najlepszego miejsca na ognisko. Adaś biegał po łące i co chwila pytał: Może tu, tu jest środek podwórka, a może tu, niska trawa i piasek. O a tu są ławeczki, może tu. A skąd przynieść drewno, to te przy domu? Joanna uśmiechając się, ledwo nadążała za jego myślami…
- Wiesz co? Przy tych ławeczkach będzie najlepiej. Przygotuj wszystko, przynieś drewno i zrób miejsce. Może trochę wykosić tu trawę? Co myślisz o tym Jacku?
- To dobre miejsce. Zaraz przyniosę kosę i pomogę Adamowi.
- To ja otworzę dom i przewietrzę. Przygotuję jedzenie i kiełbaski na patyki. O Jacek, właśnie, pamiętaj o patykach…    

środa, 13 czerwca 2012

          145. Jedna z kilku cytatów Historii opisana na łamach "Interii" przez "Roberta"- wyjaśniającą od dawna istniejącą wrogość, między Rosją a Polską, podsycaną przez polityków, historyków i media.
Ja do tego dodam, że to co zostało napisane poniżej - większość Rosjan i Polaków nie zna. Bo i po co?Żeby usprawiedliwić "USTAWKI"? To przecież zamierzchła historia. 
Smiesznym jest to że niektórzy Polacy tym się podniecają, a Rosjanie to mająw DUPIE... ;-D
    

(...) W wyniku wojny polsko-rosyjskiej 1609-1612, po bitwie Kłuszynem w 1610 gdzie 7 000 polskiej jazdy pokonało 35 000 armię rosyjską wspomaganą przez wojska szwedzkie, wojska polskie zdobyły Moskwę i po 97 latach odbiły Smoleńsk, a car Wasyl IV wraz z rodziną zostali przywiezieni jako jeńcy. 29.09.1611 na Zamku Król. miał miejsce Hołd Ruski-największy triumf w dziejach Polski, równy z Grunwaldem. Hetman Żółkiewski, zdobywca Moskwy, przywiódł do Wa-wy wziętych do niewoli: cara Wasyla IV, dowódcę armii rosyjskiej Wielkiego Kniazia Dymitra oraz następcę tronu Wielkiego Księcia Iwana. Pod Łukiem Triumfalnym przez Krak. Przedm. przejechał zwycięski orszak: Hetman, żołnierze, a na końcu zdetronizowany, ale jednak car i inni jeńcy rosyjscy udający się na Zamek gdzie na uroczystej sesji zebrały się Sejm i Senat, a na tronie siedział Król Polski Zygmunt III Waza (ten z kolumny, na której po łacinie to jest opisane). Car Wasyl IV schylił się nisko polskiemu Królowi, prawą dłonią dotknął podłogi i pocałował środek swojej dłoni. Następnie car Wasyl IV złożył przysięgę polskiemu Królowi, ukorzył się, uznał się za pokonanego, przysiągł posłuszeństwo i zapewnił, że Rosja już nigdy więcej na Polskę nie napadnie. Król Polski podał klęczącemu przed nim carowi dłoń do ucałowania. Z kolei wielki kniaź Dymitr, dowódca pokonanej armii rosyjskiej, upadł na twarz, uderzył czołem i złożył taką samą przysięgę. Wielki Kniaź Iwan upadł na twarz i 3 razy uderzył czołem o posadzkę, płacząc. W trakcie ceremonii na podłodze leżały zdobyte na Kremlu rosyjskie sztandary, w tym carski z czarnym dwugłowym orłem. Scena ta została uwieczniona przez J. Matejkę obrazem Hołd carów Szujskich. Obraz jest trzymany głęboko w magazynach Muzeum Narodowego, ale jest też w sieci. Sam fakt Hołdu Ruskiego nie jest eksponowany zupełnie (tak jak obraz) w polskich podręcznikach historii począwszy od zaboru rosyjskiego, przez socjalizm i dzisiaj też nie, chociaż 400 lat minęło w 2011. Wojska polskie po zdobyciu Moskwy były tam ponad 2 lata, na Kremlu był polski garnizon pod dow. A.Gosiewskiego, a królewicza Władysława IV wybrano na cara przy aprobacie bojarów. Wyjście wojsk polskich z Moskwy w 1612 jest teraz tam Dniem Jedności 07.11. Nakręcili też film pt. Rok 1612 wg swojej wersji. Następnie w 1611 cara Wasyla IV, braci Iwana oraz Dymitra wraz z żoną przewieziono do zamku w Gostyninie. Tamże wszyscy zmarli nagle w tajemniczych okolicznościach w grudniu 1612 na zarazę w ciągu tygodnia. Historycy ros i pol podają też wersję, że to ówczesna agentura rosyjska (Polacy w służbie Moskwy) na zlecenie dokonała ich otrucia. Panowało przekonanie, że dopóki car Wasyl IV żył, nie można było wybrać nowego albo mógł rządzić pod dyktando Polski. Po 8u latach przeniesiono zmarłych do stolicy gdzie król wystawił im mauzoleum, zburzone w czasie zaboru ros., by zatrzeć wszelkie ślady tej klęski i b. ugodzonej na zawsze dumy. W 1635 poselstwo rosyjskie wykupiło szczątki zmarłych od polskiego króla i pochowano ich w Moskwie w Soborze Archangielskim. Zamek w Gostyninie (odrestaurowany, ładnie położony) jest jedynym miejscem na świecie gdzie kiedykolwiek poza Rosją więziono i gdzie zmarł rosyjski władca. Teraz będą tam obchody 400ej rocznicy śmierci cara. Jak dotąd żaden polski reżyser nie nakręcił filmu o tych niesamowitych, wielkich wydarzeniach w historii Polski. Próżno też szukać książek. (...)  Ciekawe... Ja o tym czytałem. To nawet łechce, niepowiem, mnie jako Polaka. Ale żeby podniecać?... 


Do zobaczenia jutro. Wrócę do opowiadania. To taki mały przerywnik z okazji Euro 1012 ;-)))  

wtorek, 12 czerwca 2012

144.

Las zaczął się przerzedzać i wkrótce wyjechali na otwarty teren.
- No i jak? - Spytał Jacek Adama. – Pięknie, prawda?
- Tu jest jeszcze piękniejszy widok niż z tarasu u ciebie. A myślałem ze to nie możliwe…
- Muszę ci niestety przyznać rację. – Uśmiechnął się Jacek.
- Jacku nie smuć się. Zawsze znajdzie się coś co wyda się ładniejsze, a tym czasem jest tylko inne. Ten wodospad w drodze do miasta, też jest piękny, ale nie sposób jest zamieszkać wszędzie gdzie jest ślicznie. Zawsze można tam pojechać i podziwiać widoki… O tak jak teraz, jedziemy i zachwycamy się różnymi miejscami. Raz tu, raz tam…
- Zaraz będziemy podziwiać domek stryja. Już kawałeczek.. – Powiedział Jacek i cmoknął na konia. – Tu niedaleko pierwszy raz zobaczyłem twoją mamę jak malowała obraz.
- To mama maluje?
- I to jeszcze jak. Widziałeś te obrazy które wiszą u nas na ścianie? To twoje mamy.
- Jejku, nie wiedziałem. Są śliczne
- Masz bardzo zdolną mamę…
- Oj Jacek przestań słodzić.
- Nie słodzę, mówię obiektywnie.
- Jesteś więc przemiły… Chodź, niech cię uściskam. - Joanna przytuliła się do Jacka i pocałowała. – Dlatego tak ciebie kocham, wiesz?
- Wiem kochanie, wiem. – I puścił oko do uśmiechającego się Adama.
Po chwili byli już na miejscu.


poniedziałek, 11 czerwca 2012

143.

Wyjechali z domu w spaniałym humorze. Trochę podekscytowani zachowaniem Adama, dla którego wszystko było nowe. Pierwszy raz w życiu uczestniczył w takiej wyprawie.  
Dla nich też było nowością, przebywanie ze sobą w tworzonej przez nich właśnie rodzinie. Nie myśleli, że będą znowu uczestniczyć w tworzeniu czegoś, co utracili przez tragiczne wydarzenia.
- Hej uważajcie! Tutaj nas trochę pokolebie, trzymajcie się, nie wypadnijcie z wozu.
Jacek ostrzegł ich, bo wjechali właśnie na odcinek, gdzie woda ściekająca z wiosennych roztopów zrobiła kilka poprzecznych bruzd na drodze.
- Będę musiał kiedyś to wyrównać. Nieźle tu musiała płynąć ta  woda. Strumienie stworzyły jakby koryto rzeki.
- No bo i było sporo śniegu tej zimy. A i temperatura mocno się wahała, raz upał, a raz mróz, szczególnie w nocy.
- Daleko jest jeszcze do chaty stryja? – Spytał Adam.
- Co, już się niecierpliwisz? W ciągu godziny powinniśmy tam dojechać…
- Nie, tak tylko pytam. Cały czas lasem będziemy jechać?
- Prawie, pod koniec będziemy mieli gołe zbocze i polanki na stoku. Będziemy mieli piękne widoki. Zobaczysz.
- A do jeziora stamtąd daleko?
- W prostej drodze nie tak bardzo. Lecz drogę będziemy mieli krętą i pewnie wyboistą. Prawie cały czas przez las. Na pewno będzie z godzina, albo i lepiej.
- Super.
- Widzę że lubisz takie wycieczki. – powiedziała Joanna.
- Chyba tak, nie wiem. Ta jest pierwsza. Sporo podróżowaliśmy, ale po równym i lasów tam było niewiele. Raz mieszkaliśmy przez dłuższy czas w miasteczku nad rzeką. Tam było ciekawie.
- Chodziłeś tam do szkoły?
- Byłem jeszcze za mały. To było na początku. Później tata mnie zapisał, ale sporo jeździliśmy to i szkół było trochę. Nigdzie nie zagrzewaliśmy miejsca, nie miałem kolegów. Trochę to smutne.             Ostatnio była chyba okazja się zadomowić. Tata poznał dziewczynę. Ale zachorował i wszystko się rozmyło.
- Chyba mocno to przeżywasz?
- Na początku bardzo. Teraz już nie wiem co o tym wszystkim myśleć…
- Się narobiło, co nie? Pewnie jest ci smutno?
- Może tak, nie wiem. Chyba nigdy nie było mi za wesoło. Zawsze było coś takiego w powietrzu… Jakby niepewność, coś tymczasowego.
- Oj biedaku. Chodź przytul się do mamy, daj buziaka. Obiecuję że będzie już tylko coraz lepiej. Przynajmniej teraz ty będziesz współdecydował o swojej przyszłości. Od dziś żadnej tymczasowości. Zobaczysz…               
                                                            ***


piątek, 1 czerwca 2012

142.

W czasie śniadania, zarówno Jacek jak i Joanna, zauważyli w sobie zmianę która dotyczyła ich zachowania, w czasie odwiedzin ich przez Adama.
Wiele na tej wizycie korzystają, patrzą na niektóre sprawy trochę inaczej i są bardziej jakby swobodni. No może nie, bo swobody im nigdy nie brakowało. Ale jakby towarzyszył im jakiś dystans do siebie, do różnych sytuacji. Może nawet są milsi i bardziej tolerancyjni. To im bardzo się spodobało. Teka atmosfera im bardzo odpowiadała.
- To co Jacku – odezwała się Joanna – wyjeżdżamy w plener zaraz pośniadaniu, czy nie będziemy się śpieszyć?
- Myślę, że nie będziemy się śpieszyć. Spokojnie wypijemy sobie kawę, zjemy coś słodkiego. A skoro ustaliliśmy że na obiad do domu nie wracamy, to musimy przygotować coś ze sobą.
- Ja Wam pomogę. A może zjemy coś w chatce stryja? Tam rozpalimy ognisko, upieczemy coś na patyku? Po balangujemy tam trochę i pojedziemy nad wodę…
- Świetny pomysł. Już wiem co jeszcze ze sobą wezmę – kociołek. Ugotujemy w nim coś ekstra.
- Oj, już bardzo dawno z jego usług nie korzystaliśmy. – wtrącił Jacek – Jestem za.
- I ja też, ja też. Nie mogę się już wprost doczekać. Chodź wujek, zaprzężemy konia w bryczkę…
- Mamy się przecież nie śpieszyć. Konia zaprzężemy na końcu, zdążymy. Czy byłeś kiedyś na polowaniu? Może wezmę strzelbę ze sobą…
- Oj tak, nigdy nie byłem. Ale radocha, tyle wrażeń…
- Moi drodzy, tylko bez przesady. Na wszystko przyjdzie czas. To przecież nie nasz ostatni taki wyjazd. Powolutku…
- Myślę, że na skromne polowanie, pod wieczór, nie zabraknie nam czasu. Biorę strzelbę. – Rzucił szybko Jacek i zmrużył oko patrząc na Adama – Kto jest za?...
- Ja, ja. - Adam, swoim głosem zagłuszył wszystko. Joanna tylko machnęła ręką i z uśmiechem chwyciła się za głowę.
- Ja z Wami nie wytrzymam…
                                                           ***