143.
Wyjechali
z domu w spaniałym humorze. Trochę podekscytowani zachowaniem Adama, dla
którego wszystko było nowe. Pierwszy raz w życiu uczestniczył w takiej wyprawie.
Dla nich też
było nowością, przebywanie ze sobą w tworzonej przez nich właśnie rodzinie. Nie
myśleli, że będą znowu uczestniczyć w tworzeniu czegoś, co utracili przez
tragiczne wydarzenia.
- Hej
uważajcie! Tutaj nas trochę pokolebie, trzymajcie się, nie wypadnijcie z wozu.
Jacek
ostrzegł ich, bo wjechali właśnie na odcinek, gdzie woda ściekająca z
wiosennych roztopów zrobiła kilka poprzecznych bruzd na drodze.
- Będę
musiał kiedyś to wyrównać. Nieźle tu musiała płynąć ta woda. Strumienie stworzyły jakby koryto
rzeki.
- No bo i
było sporo śniegu tej zimy. A i temperatura mocno się wahała, raz upał, a raz
mróz, szczególnie w nocy.
- Daleko
jest jeszcze do chaty stryja? – Spytał Adam.
- Co, już
się niecierpliwisz? W ciągu godziny powinniśmy tam dojechać…
- Nie,
tak tylko pytam. Cały czas lasem będziemy jechać?
- Prawie,
pod koniec będziemy mieli gołe zbocze i polanki na stoku. Będziemy mieli piękne
widoki. Zobaczysz.
- A do
jeziora stamtąd daleko?
- W
prostej drodze nie tak bardzo. Lecz drogę będziemy mieli krętą i pewnie
wyboistą. Prawie cały czas przez las. Na pewno będzie z godzina, albo i lepiej.
- Super.
- Widzę
że lubisz takie wycieczki. – powiedziała Joanna.
- Chyba
tak, nie wiem. Ta jest pierwsza. Sporo podróżowaliśmy, ale po równym i lasów tam
było niewiele. Raz mieszkaliśmy przez dłuższy czas w miasteczku nad rzeką. Tam
było ciekawie.
-
Chodziłeś tam do szkoły?
- Byłem
jeszcze za mały. To było na początku. Później tata mnie zapisał, ale sporo jeździliśmy
to i szkół było trochę. Nigdzie nie zagrzewaliśmy miejsca, nie miałem kolegów. Trochę
to smutne. Ostatnio była chyba
okazja się zadomowić. Tata poznał dziewczynę. Ale zachorował i wszystko się rozmyło.
- Chyba mocno
to przeżywasz?
- Na początku
bardzo. Teraz już nie wiem co o tym wszystkim myśleć…
- Się narobiło,
co nie? Pewnie jest ci smutno?
- Może tak,
nie wiem. Chyba nigdy nie było mi za wesoło. Zawsze było coś takiego w powietrzu…
Jakby niepewność, coś tymczasowego.
- Oj biedaku.
Chodź przytul się do mamy, daj buziaka. Obiecuję że będzie już tylko coraz lepiej.
Przynajmniej teraz ty będziesz współdecydował o swojej przyszłości. Od dziś żadnej
tymczasowości. Zobaczysz…
***
Do zobaczenia jutro. Wrócę do opowiadania. To taki mały przerywnik z okazji Euro 1012 ;-)))