152.
Błyskawice przecinały powietrze co chwila. Towarzyszące im grzmoty
powodowały nieprzyjemne mrowienie koło kręgosłupa. Błyskało i grzmiało. Wiatr to cichł, to się wzmagał. Las piszczał i wił się na wietrze jak
wąż. To była jedna z największych burz, jakie Jacek przeżył w życiu.
Nieprzyjemny klimat burzy potęgowała jeszcze ciemność i niesamowicie silny
wiatr spływający z góry ku dolinie. Wszyscy nie spali, bali się aby spadające
drzewa nie uszkodziły im domu. Siedzieli ubrani i przytuleni do siebie na
łóżku. Drżeli za każdym razem, gdy w pobliżu uderzył piorun przypominający
przetaczające się po niebie armaty. Ciemność rozświetlały im tylko błyskawice i
mała akumulatorowa lampka.
Siedząc tak wyobrażali skalę zniszczenia jaką spowoduje wiatr towarzyszący
tej rozbłyskującej co chwila piorunami burzy. Modlili się by szybko się
skończyła i zostawiła ich i ich domostwo w spokoju.
Jednak jak to mówią, nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, zjednoczyła
ich ta burza bardzo. Ten strach i troska o siebie i dom spowodowała, że stali się
bardziej sobie bliscy. Tworzyli niezaprzeczalnie teraz prawdziwą rodzinę. Tego nie
mogli zaprzepaścić. To było coś wielkiego i zarazem eterycznie wzniosłego. Scaliło
to ich i znacznie przybliżyło. Adam stał się ich synem…
***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz