157. To jest link, do ciekawej książki której współautorem jest mój kuzyn - nauczyciel.
Zacząłem ją czytać, bardzo ciekawa, lecz jest długa i trochę przypomina rozprawę naukową... Polecam ją jednak, bo temat jest moim zdaniem bardzo interesujący. Tej książki nie można kupić, jest darmowa i czeka na przeczytanie w twoim internecie, na twoim komputerowym monitorze. Miłej lektury...
Łączna liczba wyświetleń
czwartek, 12 lipca 2012
środa, 11 lipca 2012
156.
Powoli,
ale systematycznie zbliżał się dzień ich wesela i ślubu. Wszystko było już
prawie zapięte na ostatni guzik. Nawet ksiądz z sąsiedniej parafii miał
przyjechać i udzielić im ślubu kościelnego. Jacek wiedział jak bardzo Joannie
na tym zależało i dołożył wszystkich starań by tak się stało.
Nie było to
bardzo zgodne z prawem kościoła, jednak zawsze prawo można trochę nagiąć, jeśli
wszystkim by to odpowiadało… A przecież wszyscy tego chcieli, więc czy stwórca miałby
sumienie mieć coś przeciwko?...
Goście byli już
zaproszeni. Nie było ich co prawda za wielu, tylko najbliżsi i kilku znajomych.
Miała wpaść też Weronika z Europy. Niestety tylko ona mogła przyjechać w tym
terminie. Jej mąż, Marek i dzieci musieli jeszcze poczekać do swoich wakacji i
urlopu. Obiecali wpaść ale pod koniec lata.
Jacek bardzo się
cieszył, że udało się jej zgrać terminy zakupów i wyjazdów służbowych. Bardzo
na to liczył. Zaproszona była też jego rodzina, rodzina Joanny i Karol z
Adasiem z bliskimi.
Po ceremonii w
kościele wszyscy byli zaproszeni na wesele do pobliskiej Karczmy. Nawet nie
trzeba było wynajmować gościom transportu. Ci którzy musieli, mogli skorzystać
z noclegu na piętrze.
Stroje były już
gotowe i tylko czekały by je ubrać. Wielką niespodzianką miała być suknia
Joanny. Nikt mu nie chciał uchylić nawet rąbka tajemnicy. Doszły go jednak
słuchy, że ma być kremowa, skromna i długa. Nie dopytywał się o więcej
szczegółów. Te kilka dni mógł przecież poczekać.
Na weselu miała
przygrywać do tańca orkiestra. Potrawy miały być smaczne, nastawione na kuchnię
lokalną. Sami musieli postarać się, ze względu na koszta, o napoje, alkohol i wina.
Wychodziło tak dużo taniej. Dużą niespodzianką
była zamówiona przez Weronikę, a sfinansowana przez ich rodziców podróż poślubna.
Był to tygodniowy rejs statkiem po największej rzece ich Stanu White Water Creek.
Jacek i Joanna już
kilka dni przed ślubem, zamieszkali u Jacka rodziców, by wszystkiego osobiście dopilnować…
***
poniedziałek, 9 lipca 2012
155.
Wczoraj
był ostatni dzień odwiedzin Adasia nad River Fogg. Zarówno on, jak i Jacek z
Joanną uważali te odwiedziny za wspaniałe, radosne, cementujące ich rodzinne związki.
Spędzili tu razem wyjątkowe chwile. Joanna rozkwitła, zapomniała o chorobie,
jej twarz epatowała radością, a rozmawiając, można było odczuć że jest naprawdę
szczęśliwa.
Dziś jest dzień kiedy umówili się
że go odwiozą. Wstali rano, nieśpiesząc się zjedli śniadanie i powoli zaczęli
się przygotowywać do wyjazdu. Jakoś dziś nie można było wyczuć w domu tej
radosnej atmosfery towarzyszącej im od wielu dni. Było im po prostu smutno z powodu
rozstania. Wiedzieli, że będą się spotykać, odwiedzać, że rozłąka jest na
pewien czas. Ale tego nastroju niedosytu i pojawiającej się tęsknoty, która już
teraz zaczęła im towarzyszyć, nie mogli opanować.
Wyjechali
przed południem, by jak najdłużej jeszcze cieszyć się swoją obecnością. Robili
listę zakupów które zrobią, by następnym razem gdy Adam ich odwiedzi, mogli w
wygodnych butach wyruszać ba wyprawy. Koniecznie namiot, ponton i sprzęt
wędkarski na obozowisko nad jeziorem. Kurtki, płaszcze, śpiwory, materace no i
wiele jeszcze rzeczy które umilą ich następne spotkania.
Wyjeżdżając
już na tą szeroką żwirówkę prowadzącą do Czarnych Olch, zmienił się temat rozmów
w aucie. Zaczęli rozmawiać o weselu, ślubie, o tych wszystkich sprawach które
muszą jeszcze załatwić i kupić. Z uwagą wsłuchiwali się w swoje słowa, by nic
nie przegapić, by ten dzień był taki jak sobie wymarzyli. By nie zawieść jeden drugiego.
Nie
obejrzeli się nawet jak znaleźli się przed domem rodzinnym Karola.
Przywitali
się serdecznie tylko z rodzicami, bo Karola akurat nie było. Ma wrócić pod
wieczór. Dziś akurat dostał wiadomość że przesunęła się kolejka na wlew,
zajechała po niego karetka i musiał pojechać na chemię. Siła wyższa,
powiedzieli rodzice. Tak to już jest…
Nie
byli u nich długo, posiedzieli, wypili kawę, pożegnali się z Adamem, rodziną.
Umówili się na następne odwiedziny i pojechali do stryjów Joanny.
Gdy
do nich dotarli, wszyscy zasiadali akurat do obiadu.
***
czwartek, 5 lipca 2012
154
Najlepiej było by pojechać tam
terenówką, i szybciej i jakby co, wygodniej by było liną z samochodu coś
przeciągnąć. Teraz zdaniem Jacka, nie trzeba się tak śpieszyć. Prawdopodobnie
wszystko jest w porządku. Najgorsze przeszło bokiem po drugiej stronie wzgórza…
Joanna
rad nie rad ustąpiła, dzień zwłoki i tak nie robił przecież dużej różnicy.
Razem z mężczyznami przystąpiła do sprzątnięcia z ich posesji skutków nocnej nawałnicy.
Tak jak Jacek mówił,
nie potrzebnie się przejmowała. U stryja nic się nie stało. Nawet burza wydawać
by się mogła tu nieco łagodniejsza. Przekonali się o tym nazajutrz gdy pojechali
tam wszyscy terenówką.
Pościągali kilka
gałęzi z podwórka, obejrzeli wszystko dokładnie i po jakiejś godzinie wybrali się
w drogę powrotną do domu.
Za kilka dni mieli
odwieźć Adasia do ojca, więc czas który im został, spędzali na wycieczkach do ciekawych
miejsc w okolicy.
wtorek, 3 lipca 2012
153.
Rankiem zastali krajobraz jak po bitwie. Połamane
gałęzie, kałuże, wyrwy po ulewie. Dalej krajobraz miejscami przedstawiał się jeszcze
gorzej. Powywracane drzewa, połamane jak zapałki pnie. W jednym miejscu wyglądało
to jakby trąba powietrzna, swoim ogonem dotknęła lasu, została tylko tam polana
z wykrotami i wyłamane drzewa…
Na
szczęście na ich działce, szkody były nieznaczne. Nic z ważnych urządzeń nie
zostało uszkodzone. Był prąd, woda, dachy całe, lekkie podmycia nawet ich nie
przejęły. Mieli szczęście, że epicentrum burzy ich ominęło.
Joanna,
od razu gdy ujrzała skutki nawałnicy, zaniepokojona zaczęła namawiać Jacka na
wizytę w chacie stryja. Ten zaś, pewnie słusznie, powiedział by pojechać tam
jutro.
Najpierw
powinni uprzątnąć swoją posesję, poczekać aż woda nieco wyschnie by nie
utrudniała przejazdu, zresztą i tak powinni się liczyć z trudnościami i
padniętymi na drogę drzewami i gałęźmi. Muszą zabrać ze sobą piłę i siekierę.
Subskrybuj:
Posty (Atom)