Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 23 października 2011


          „Wzgórze nad rzeką River Fog”   
Rozglądając się, wolno wyszedł na taras swego drewnianego domku. Świtało. Na wschodzie horyzont lekko już jaśniał rumianą poświatą. Na zachodzie ciemne jeszcze niebo oświetlał zamglony, cienki rogal księżyca. Wciągnąwszy w płuca rześkie, pachnące pobliską puszczą powietrze, spojrzał na ciągnącą się ku horyzontowi dolinę. Spojrzał i już nie mógł oderwać od niej wzroku. Zachwycił go, tworzący się właśnie na jego oczach, piękny i jakże ulotny widok.
Mgła, unosząca się, nad formującą tu wiele zakoli rzeką, malowała nierealny i utopijny obraz srebrzystych rozlewisk i tajemniczych wysp, pokrytych gęstymi zaroślami i wysmukłymi drzewami. Mimo woli, jego oczy zaczęły w nich szukać troli, krasnali, czy fruwających elfów. Może skrywały się w zakamarkach, lub rozpłynęły we mgle. Może ukazują się tylko dzieciom?  A może to tylko książkowe dyrdymały? – Pomyślał, powracając do  rzeczywistości.
Z minuty, na minutę, robiło się coraz jaśniej. Słońce odkrywało ukryte wcześniej szczegóły, a lekki wiaterek przerzedzał mgłę, odsłaniając ukryte w niej, łąki i bagna. Spojrzał z dala na pofałdowany teren, który to unosił się ku górze urwistymi, podmywanymi podczas wiosennego przyboru brzegami. To opadał delikatnie w dół, przechodząc szerokimi językami w gładkie połacie, rdzawych bagiennych traw. Dolinę zamykał pas gór i wzniesień, oraz widoczne na widnokręgu, czapy łysych skał.

Nigdy nie żałował, że uciekając od cywilizacji, zbudował tutaj swój własny, skromny drewniany domek. Był to jego azyl. Żyło mu się tu spokojnie i leniwie. Docierały tu tylko kojące odgłosy lasu i daleki szmer rzeki.
Obok domu zbudował mały gospodarczy budynek, dający schronienie jego koniowi i stadku kur. Oraz wiatę, z mocnymi przewiewnymi ścianami, gdzie może suszyć i przechowywać skóry.
Puszcza dostarcza mu jedzenia i opału, więc nie często wyjeżdża stąd do odległego o prawie 20 mil miasteczka. Gdy w  wiacie robi się ciasno, wyjeżdża wymienić skóry z upolowanych jenotów i soboli na paszę, naftę, czy naboje. Rzadko potrzebuje czegoś jeszcze. Posiłki gotuje na zdobnym, lecz nie wielkim, metalowym piecu zakupionym w sklepie. Od niego prowadzi skosem do komina srebrna rura, która podczas zimowych chłodów, szybko ogrzewa wnętrze domu, a latem, no cóż. Też ogrzewa i zmusza do robienia posiłków na dworze, przy grillowym metalowo-kamiennym ruszcie. Jest tu malutka spiżarnia, oraz sypialnia z dużym łóżkiem przykrytym narzutą z delikatnie wyprawionych skór. Od salonu sypialnię oddziela przepierzenie, ze starannie  wyplecionych gałęzi wierzby.
Po środku pokoju, stoi stół, taboret i dwa krzesła. Pod ścianą stary, rzeźbiony kredens. Kryje on za matowym szkłem kilka domowych sprzętów, a w szerokiej szufladzie poniżej, starannie poukładane sztućce. Obok kredensu stoi szafka z wiadrem wody i miska. Wodę potrzebną w gospodarstwie czerpie z pobliskiego, nigdy niezamarzającego strumienia.                                   
                                                                              
Rozejrzał się po tarasie, a gdy wzrok zatrzymał się na jego ulubionym siedzisku, uśmiechną się. Właśnie tego mu było potrzeba. Usiadł w fotelu, który stęknął i ugiął się pod jego ciężarem. Z kieszeni wyciągnął starą sakwę z tytoniem. Zwinął skręta i zapalił. Przymykając oczy, swobodnie odetchnął i zatopił się w myślach. Siedział tak przez pewien czas.
Z zamyślenia wybudził go przeraźliwy pisk młodego jastrzębia, który hałaśliwie przeleciał w pobliżu. Niechętnie otworzył oczy i rozejrzał się wokoło. Nie spostrzegł niczego niepokojącego. Po chwili jednak wstał, wszedł do środka i bez pośpiechu zaczął rozniecać ogień w piecu. Postawił na blacie metalowy imbryk z wodą. Zmielił kawę w drewnianym młynku na korbkę i zajął się przygotowywaniem mocnego, aromatycznego napoju. Zapach świeżo zmielonej kawy szybko wypełnił pokój.
Czekając aż woda się zagotuje, przysiadł na taborecie i spojrzał w uchylone drzwiczki pieca.  Przywitał go w nich, przeskakujący po polanach wesoły płomień. Od pieca rozchodziło się delikatnie i przyjemne ciepło. Gdy w imbryku zawrzała woda, zalał kawę w ciężkim fajansowym kubku i wrócił na fotel. Delektując się, pił powoli.
Na jego pokrytej kilkudniowym zarostem twarzy zawitał błogi, uśmiech. Odżył mu w pamięci obraz niedzielnego poranka sprzed laty, gdy wraz z najbliższymi, siedział w zalanym słońcem salonie, jadł deser popijając go kawą ze śmietanką. Towarzyszyły temu przekomarzania żarty i radosny, beztroski śmiech. Rozluźnił  się i zagłębił we wspomnieniach. Rozmarzony trwał tak dłuższą chwilę.
Niebawem jednak oczy mu się zamgliły, a wzrok stał się nieobecny. Widać było że dalsze wspomnienia przyprawiają go o ból. Powoli wstał, zostawił niedopitą kawę i skierował się w stronę lasu. Zamyślony szedł po wilgotnej i chłodnej o tej porze ścieżce, pomiędzy starymi, omszonymi drzewami. Nie mógł uwolnić się od tego dramatu z przeszłości kiedy stracił rodzinę.  
Był rozdarty pomiędzy pamięcią szczęśliwych i beztroskich chwil spędzonymi wraz z żoną i córką na swej farmie. I wspomnieniem tego tragicznego dnia, kiedy wróciwszy z miasteczka, zastał je martwe.    
                   
Wrócił głodny koło południa. Rozpalił w piecu i zaczął przygotowywać posiłek. Nie chciało mu się już nic gotować. Otworzył konserwę z fasolką, przełożył ją do garnka i zaczął podgrzewać. Uważał przy tym, by jak często mu się zdarzało, nie przypalić jedzenia. Dolał do garnka wody i co chwilę mieszał. Później, ukroił myśliwskim nożem dużą pajdę chleba i powoli łyżką zaczął jeść z garnka parującą strawę.   

                                                                                                                      ***

poniedziałek, 17 października 2011



              2. W międzyczasie, podzielę się z Wami pewnymi odkryciami które dokonałem czytając monografię mojej dawnej gminy napisanej przez  znajomego, Śp. Leszka Nosa.
             
Dowiedziałem się mianowicie, że na terenie Gminy Michałowo, do wybuchu II wojny światowej, były między innymi, dwa wspaniałe pałace znajdujące się we wsi Hieronimowo i w okolicach Żedni.
            Oczywiście, od dawna wszyscy wiedzieli o wspomnianych obiektach, ja też. Jednakże oglądając te ruiny obecnie, nie miałem zielonego pojęcia że były tak bogate, duże i piękne. Że posiadały wspaniałe zespoły parków, że tętniło w nich wielorakie i wystawne życie.

            Zazdrościłem mieszkańcom Mazowsza, że posiadają takie budowle i taką piękną historię. Okazuje się teraz, że nie w pełni miałem rację. U nas także tak było, też budowano nie gorsze budowle jak u nich. Tyle tylko że nie mieliśmy szczęścia. Wszystkie zostały zburzone podczas działań wojennych.

            Przed wielu laty na terenie gminy, mieszkało wielu Niemców, Białorusinów, Ukraińców, Żydów.
Polaków było niewielu. Zamieszkiwali tylko nieliczne wsie i miasteczka. Historia tego terenu była bardzo bogata.


          Były czasy, gdy gmina kwitła i  czasy wojen, gdy przemarsze wojsk pustoszyły okoliczne wsie.  Szwedzi - podczas Potopu, Francuzi - podczas marszu Napoleona na Moskwę. Każdy przemarsz tych wojsk, to gwałty, podpalenia i grabieże.  Gmina przeżyła Zajazdy Tatarskie, Najazdy  Ruskie i Sowieckie. Zabory, bunty chłopskie i walki narodowo-wyzwoleńcze. Na koniec była okupacja Niemiecka i Sowiecka.
Leszek Nos, opisał tu także między innymi, historię wsi leżącej w pobliżu naszej posiadłości - Nowej Woli. Cała historia Polski mieści się w gawędzie o  tej, zapomnianej teraz wsi. Niewiarygodne!!!

Kilka zdań poświęcił także naszej rodzinie. Jeśli kogoś interesują takie historie, jeśli ktoś chciałby poznać historię tej ziemi, to namawiam, sięgnijcie po „Monografię Gminy Michałowo” - Leszka Nosa. Warto.

wtorek, 11 października 2011

1. Bądźcie cierpliwi. ;-D   Zacznę umieszczać teksty jeszcze w listopadzie...


 Oprócz pisania Bloga, pisania Kroniki Rodzinnej, od dziejów pradziadków po czasy współczesne, tworzenia Drzewa Genealogicznego, trzech rodzin. Piszę opowiadanie i układam chronologicznie listy dzięki którym zdobyłem moją Marysieńkę.
Nie wiem, jak mi to wychodzi, bo nie jestem obiektywny. Myślę jednak, że treść jest trochę lepsza od  Harlekinów. ;-D

Pisane jest ćwiczeniem mego umysłu, więc myślę że i tak dobrze że powstaje.

Myślałem by je wydać. Ale po pierwsze, jeszcze nie skończyłem, po drugie nie mam zielonego pojęcia jak do tego podejść. Może ktoś wie, lub ma znajomego co wie? Przydało by się oprócz radości życia, pospłacać w końcu te debety…

Będę umieszczał co tydzień fragment opowiadania na blogu. Może się komuś ono spodoba.
Tylko serce me jedną ma rozterkę. ;-D
Bo to ja pisałem, więc np. opowiadanie należy do mnie. Nie chcę by ktoś inny się pod nim podpisywał. Boję się bo nie każdy ma sumienie i często jestem wykorzystywany. „Ale ryzyk, fizyk”
A co tam… ;-D