156.
Powoli,
ale systematycznie zbliżał się dzień ich wesela i ślubu. Wszystko było już
prawie zapięte na ostatni guzik. Nawet ksiądz z sąsiedniej parafii miał
przyjechać i udzielić im ślubu kościelnego. Jacek wiedział jak bardzo Joannie
na tym zależało i dołożył wszystkich starań by tak się stało.
Nie było to
bardzo zgodne z prawem kościoła, jednak zawsze prawo można trochę nagiąć, jeśli
wszystkim by to odpowiadało… A przecież wszyscy tego chcieli, więc czy stwórca miałby
sumienie mieć coś przeciwko?...
Goście byli już
zaproszeni. Nie było ich co prawda za wielu, tylko najbliżsi i kilku znajomych.
Miała wpaść też Weronika z Europy. Niestety tylko ona mogła przyjechać w tym
terminie. Jej mąż, Marek i dzieci musieli jeszcze poczekać do swoich wakacji i
urlopu. Obiecali wpaść ale pod koniec lata.
Jacek bardzo się
cieszył, że udało się jej zgrać terminy zakupów i wyjazdów służbowych. Bardzo
na to liczył. Zaproszona była też jego rodzina, rodzina Joanny i Karol z
Adasiem z bliskimi.
Po ceremonii w
kościele wszyscy byli zaproszeni na wesele do pobliskiej Karczmy. Nawet nie
trzeba było wynajmować gościom transportu. Ci którzy musieli, mogli skorzystać
z noclegu na piętrze.
Stroje były już
gotowe i tylko czekały by je ubrać. Wielką niespodzianką miała być suknia
Joanny. Nikt mu nie chciał uchylić nawet rąbka tajemnicy. Doszły go jednak
słuchy, że ma być kremowa, skromna i długa. Nie dopytywał się o więcej
szczegółów. Te kilka dni mógł przecież poczekać.
Na weselu miała
przygrywać do tańca orkiestra. Potrawy miały być smaczne, nastawione na kuchnię
lokalną. Sami musieli postarać się, ze względu na koszta, o napoje, alkohol i wina.
Wychodziło tak dużo taniej. Dużą niespodzianką
była zamówiona przez Weronikę, a sfinansowana przez ich rodziców podróż poślubna.
Był to tygodniowy rejs statkiem po największej rzece ich Stanu White Water Creek.
Jacek i Joanna już
kilka dni przed ślubem, zamieszkali u Jacka rodziców, by wszystkiego osobiście dopilnować…
***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz