Łączna liczba wyświetleń
19,120
wtorek, 10 września 2013
122. Kiedyś mój znajomy z weterynarii,
przyjechał do nas w odwiedziny z dwoma kolegami. Byli to jacyś profesorowie, z
jakiejś uczelni… Byli bardzo zdziwieni, gdy oprowadziłem ich po pieczarkarni,
opowiedziałem o całym cyklu produkcji, o tym czemu się tym zajmujemy, co nas w
tym pasjonuje… Wykład był na miarę profesorskiej lekcji na uczelni, tylko że ja
skończyłem zaledwie szkołę średnią… No cóż miałem zapewne jeden z lepszych dni…
;-D Teraz bym tego wyczynu nie powtórzył… SM, zabrało mi sporo elokwencji,
pewności siebie. Pamięci, szybkości, refleksu w posługiwaniu się językiem… Ale
nie jest jeszcze tak źle… Tylko czasem ta trema, poczucie ułomności… To „se
newrati”, jak by powiedzieli nasi sąsiedzi z południa… ;-D Nie, nie czuję się
gorszy, nie żałuję niczego co zrobiłem w swym życiu… Żałuję tylko stanu umysłu,
który powstał po poznaniu diagnozy, a mógł doprowadzić do utraty tego co jest
mi najważniejsze – rodziny… - …Depresja… Pisząc swą monografię – „Album
rodzinny” i tworząc drzewo genealogiczne, wiele zebrałem wspomnień, wiadomości
o swojej rodzinie. Wiele się dowiedziałem. Od tego momentu bardzo się
rozwinąłem… Zacząłem posługiwać się komputerem przecież w czasie, gdy mój mózg
nie pamiętał po co wysłał mnie do sklepu… A przecież spisałem historię mojej
rodziny od początku wieku. Opisałem swoją młodość. Co przeżyłem, myślałem od
dzieciństwa. Poprzez szkołę podstawową, szkołę średnią. Okres gdy rodziły się
dzieci, ich wychowywanie. Czasy obfitości, kryzysu, choroby. Procesu godzenia
się z rzeczywistością i pokonania, albo raczej zaakceptowania swojej ułomności…
To co przeżyłem, nie sposób opisać, ale wiele można się dowiedzieć z tego Bloga
i przeczytać między jego wierszami…
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz