161.
-
Witam młodą parę. Proszę, zapraszam… Na stole leży komplet dokumentów do
podpisania. Nic się nie zmieniło od ostatniego razu?… Widzę że nie, tak tylko
spytam… Chodźcie kochani, podpiszmy to co nam biurokracja każe i zatwierdźmy to
przed ołtarzem.
- Proszę. Tu podpisuje młoda. Tak…
Pan młody. Ślicznie… Proszę świadków. Tu się podpisuje świadkowa. Proszę
świadka, tu podpis, no ślicznie. Teraz możemy zacząć ceremonię. Wszyscy wiedzą co
robić?... A więc, zapraszam.
Młodzi ze świadkami wyszli i zajęli
miejsce w otwartych drzwiach kościoła. Ksiądz natomiast zaczął się przebierać
do ceremonii. Trwało to chwilę, więc goście którzy zajęli już miejsca w
ławkach, ze znudzonymi minami rozglądali się dookoła.
Świątynia nie była jakoś specjalnie
przybrana do ślubu. Jedynie ławki były ozdobione kokardami z wielkich wstążek,
a przez środek kościoła rozłożony był czerwony dywan w małe wzorki.
Nagle, wszyscy aż drgnęli… Zewsząd zabrzmiał
głośny akord marsza Meldensona. To organista zaczął swój popis rozpoczynający całą
ceremonię. Wszystko, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zaczęło ożywać
i nabierać tempa w blasku zapalających się po kolei żyrandolach, zwisających z
sufitu na długich srebrnych łańcuchach. Zabrzmiał dzwonek i orszak z młodymi
ruszył pod ołtarz w kierunku oczekującego na nich kapłana. Wszyscy zamarli w
bezruchu, obserwując młodych… Była to chwila na którą wszyscy czekali…
***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz