Łączna liczba wyświetleń

środa, 11 stycznia 2012

54.

          - Pięknie położony cmentarz, zawsze mi się podobał. – Powiedziała Weronika gdy podjechali pod bramę.             
                    - Chyba wszystkim się podoba. Ja się tu wspaniale czuję. Poza tym wszyscy kiedyś spoczniemy w takim miejscu, więc każdy powinien się tu dobrze czuć… 
                    - No, ale na razie mi się nie śpieszy. Niech odpoczywają w spokoju, tylko ci którzy muszą tu leżeć.  
                    - Jasne, nikomu się nie śpieszy. Ale miło jest wiedzieć że się kiedyś spocznie w miłym miejscu.
Wzięli z  bryczki kwiaty i reklamówki ze zniczami.
                    - Tak naprawdę to tylko raz przechodziłem obok grobu twoich rodziców. To gdzieś tu niedaleko, na prawo.
                    - Mhm, Pochowaliśmy ich na miejscu dziadków. Miejsce już było, grób się sypał.
                    - Acha to tam gdzie kiedyś stał ten metalowy płotek z dwoma mosiężnymi krzyżami?
                    - Tak… Że też pamiętasz…
                    - Kiedyś nie było tylu grobów na cmentarzu… A pamiętam, bo chyba tylko dwa groby były ogrodzone płotkami.
                    Doszli i stanęli naprzeciw grobu jej rodziców. Pomnik był czarny, granitowy z dużym szerokim krzyżem. Wysoki na tyle, by ludzie podczas procesji na święto zmarłych, nie stąpali po nim. Nie miał ozdobników, ani miejsca na kwiaty, przez co sprawiał wrażenie bardzo solidnego
                    - Ktoś tu był niedawno. Pomnik nie zakurzony, mało wokół liści.
Weronika położyła wiązankę po środku płyty. Zmiotła lekko dłonią, kilka liści leżących na grobie.
                    - Możesz zapalić znicze? – spytała.
                    - Jasne.
Jacek wziął do ręki najpierw jeden znicz. Zdjął pokrywkę i dołączoną do niego długą zapałką, zapalił gruby knot. Delikatnie postawił go obok krzyża. Potem to samo zrobił z drugim zniczem.  
                    - Długo się będą palić, mają duże wkłady. – powiedział.
Weronika poprawiła je by stały symetrycznie, po obu stronach krzyża.
                    - Piękny wiek, obydwoje przekroczyli osiemdziesiątkę. I prawie zaraz po sobie zmarli.
                    - Tak, dwa lata to niewiele. Zwłaszcza że żyli ze sobą prawie sześćdziesiąt.
                    - Pamiętam, byli zawsze uśmiechnięci i skorzy wszystkim do pomocy. Mili ludzie.
                    - To były inne, cięższe czasy. Ludzie, nie tak jak teraz, pomagali sobie, spotykali się, robili sami zabawy. Cieszyli się życiem. Teraz nauczyli się narzekać, czekają aż ktoś im wszystko zrobi. Kiedyś było inaczej, wszyscy byli ze sobą zżyci. Było ciężko, ale i zawsze było można na kogoś liczyć.
                    - Ciekawe jaki będzie świat za następne pięćdziesiąt lat.  
                    - Fajnie by było się o tym przekonać… Idziemy dalej?
                    - Mhm. - Ruszyli w kierunku grobów rodziny Jacka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz