Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 30 stycznia 2012

79.

- Mamy już wszystko, rozładowałem. Teraz pójdę rozprząc konia i uwiążę go na trawie.
                    - OK. Słuchaj, przy wejściu leży przygotowany powróz.
- Znalazłem - krzyknął i podszedł do wozu.
                                                                                                                      ***
- No i jak tam? Gotowe? – zapytał gdy stanął w drzwiach.
- Jest jeszcze kilka pakunków, ale te mogą poczekać. Napijesz się czegoś?
- Może czegoś zimnego.
- Jest chłodna lemoniada, zrobiłam ją z pigwy i kompotu mirabelkowego. Jest orzeźwiający.
-Wspaniale.
- Mam jeszcze ciasto, a może chcesz coś konkretnego?
- Eee, prawdę mówiąc… To od śniadania nie jadłem. A ty?
- To zróbmy tak, zjedzmy obiad, bo jest przygotowany. Zjemy go razem bo ja właściwie, to go tylko polizałam próbując, a później zjemy deser. Co ty na to? –spytała podając mu napój.
- Dla mnie brzmi wspaniale.
- A potem, jak masz ochotę, pójdziemy się przejść. Może do lasu, może na polanę. 
- Doskonale… Jak wstałem dzisiaj rano, i zobaczyłem że jest śliczna pogoda, to od razu zechciało mi się wybrać na konną przejażdżkę. Mówię ci, było cudownie. Trzeba wykorzystywać taką śliczną pogodę. Pewnie już niewiele zostało takich dni do mrozów. 
- No to pójdziemy się przejść na polanę. Ja od twego wyjazdu byłam tam tylko raz. Wyszłam trochę pomalować. Była wtedy piękna pogoda. Siedziałam tam kilka godzin, malowałam i podziwiałam. Na niebie widziałam sporo odlatujących w kluczach gęsi. Widziałam stadko nisko lecących łabędzi, co głośno cięły powietrze skrzydłami. Starałam się je namalować, ale nie wyszły dobrze. Wczoraj w domu je poprawiałam.
                    - O kurcze, gęsi, kaczki odlatują, Ostatni moment udać się na polowanie. A może już za późno?
                    - Może, ale te leciały widać z daleka. Tutejsze pewnie się tak nie śpieszą. No, zaraz będą ziemniaki. Mięso, duszone już gotowe. Zrobię jeszcze mizerię.
                    - Może pomogę ci pokroić ogórki?
                    - Jak masz chęć, to proszę. – Radośnie podała mu stolniczkę z nożem i ogórki. - Jeszcze masz wkrój szczypiorek, mam trochę koperku, a ja spróbuję znaleźć stryjostwa śmietanę do zalania. Powiedz mi, bo już z ciekawości trudno mi wytrzymać, Kumu oddałeś Rusłana?
                    - Wiesz, jak wracałem od twojego stryja, to pies biegł obok wozu. W pewnym momencie zaczął się dziwnie zachowywać, węszył i podbiegł daleko na łąkę do bawiącej się tam małej dziewczynki. Z początku nie wiedziałem o co chodzi. Ale gdy zobaczyłem że się znają…
I tu Jacek, zaczął opowiadać, barwnie i ze szczegółami, całą historię odnalezienia się właścicielki Rusłana. Joanna, krzątając się, spoglądała na Jacka, uśmiechała się i wypytywała ciekawie o detale.
Gdy skończył, wszystko już było gotowe i stało na stole. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz