47.
Gdy dojechał na miejsce, właśnie się zapalały światła na ulicach. Pomału miasto pogrążało się w mroku. W centrum miasta było jeszcze tłoczno, ale na obrzeżach tylko z rzadka pojawiał się jakiś pojazd. Czasem przemknął jakiś przechodzeń, albo grupka młodzieży.
Wjechał na podwórek. Myślał, co ma zrobić z prowiantem dla Joanny. Nie chciało mu się rozładowywać teraz bryczki. Najlepiej, było by do jutra zostawić wszystko na wozie. Spytał o to ojca który stanął akurat w drzwiach domu.
- Myślę że tak, zostawimy to wszystko... Jutro pojedziemy z mamą do sklepu, ale po południu. Tak że zdążymy do tego czasu wszystko przeładować.
Ojciec wyprzągł konia, a Jacek, na wszelki wypadek okrył bryczkę plandeką.
To dobry pomysł. Jutro rano pojedzie do hurtowni po zamówiony towar. A gdy wróci doładują jeszcze prowiant Joanny z bryczki i nie trzeba będzie podwójnie, robić tego samego. Gdy się już obrządzili, weszli razem do domu.
- Jesteśmy. – Krzyknął tata w drzwiach.
- Dobrze. Myjcie się i rozbierajcie. Kolacja gotowa. - z głębi domu odezwała się mama.
Po chwili pojawili się w salonie.
- Kogoś tu brakuje, co zrobiłeś z Rusłanem?
- No właśnie… co? – zaczęli wypytywać rodzice.
- A to właśnie, ciekawa historia. – zaśmiał się Jacek, zajmując miejsce przy stole.
- Zajechałem do Podgórza. Wszystko w porządku. Pogawędziliśmy sobie, poczęstowali mnie. Załadowaliśmy bryczkę i wyjechałem od nich z Rusłanem.
Po drodze, gdzieś w połowie drogi. Rusłan, zaczął się dziwnie zachowywać i pognał w głąb pastwiska, gdzie bawiła się mała dziewczynka. Zaczęli się obściskiwać, całować, piszczeć. Okazało się że, że Rusłan znalazł swoją małą właścicielkę…
I Jacek zaczął opowiadać całą historię którą usłyszał od Aleksandrów.
Jedli posiłek, popijali winem. Jacek opowiadał, a rodzice co chwilę kręcili głowami i okazywali swoje zdziwienie.
- To naprawdę zdumiewająca historia. – orzekli.
***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz