49.
Na podwórku nie było nikogo. Jacek zaprowadził konia do stajni. Napoił i dał mu jeść. Gdy skończył, podszedł do obu pojazdów by zdjąć z nich plandeki. Spojrzał na leżące tam rzeczy. Jak by to wszystko ułożyć? Zaplanował że gdy wróci, najpierw rozładuje swoje zakupy w domu, a potem zawiezie rzeczy Joannie. Jednak zostawiając tak jak jest, to po wyładowaniu zakupów rodziców, kolejność będzie odwrotna. W sumie, to wszystko jedno gdzie przeładuje wóz, czy tu czy w domu. Machnął ręką i zrobił minę w podkówkę. Zostawię wszystko jak jest, nie będę się teraz tym martwił. Rozglądnął się za ojcem. Mógłby pomóc rozładować swoje rzeczy. Gdzie on może być? Muszę go poszukać.
Ojciec z mamą, siedzieli w kuchni i popijali kawę. Nie wiedzieli że Jacek wrócił, zajęci byli rozmową.
- A tu jesteście. Już wróciłem.
- Napijesz się z nami kawy?
- A chętnie, dziękuję.
Mama wstała po filiżankę i nalała mu z dzbanka kawy.
- Do ciastka nie będę dawać talerzyka, weź do ręki. Nie chce mi się zmywać.
- Jasne. – odpowiedział - Rozładujemy później zakupy?
- Yhm… Szybko obróciłeś.
- Jak zajechałem, to wszystko już było przygotowane i stało na paletach. Potem spotkałem Jurka i pogadaliśmy sobie w pubie. Wiecie że już zostanie dziadkiem? Kochliwa teraz ta młodzież, oj…
- On też nie czekał długo. Nie urodzi sowa sokoła. – Roześmieli się.
- A ile on ma lat? – spytała mama – Jest prawie w twoim wieku. Czterdziestkę skończył już dawno, to i czas.
- Ale dziadkiem?..
- A co, młodym żałujesz? – powiedział ojciec – Niech się kochają…
- Świntuch…
- Masz rację tato, niech się kochają. – Zaśmieli się raz jeszcze.
***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz