Łączna liczba wyświetleń

środa, 1 lutego 2012

81.

- Jasne… Nigdy nie słyszałem o jakichkolwiek legendach związanych z tym lasem.
- A więc, była zakochana w sobie para młodych ludzi. Uważano ich za dziwaków. Poznali się i pobrali tylko przez dziwny zbieg okoliczności. Ona mieszkała z przybraną babką, nie miała rodziców. On przybył do wioski tylko z torbą na kiju. Od początku pasowali do siebie. Ot para cudaków. Ale jako tacy, byli nieakceptowani i nielubiani w wiosce. Po wielu przeciwnościach losu, złych plotkach i przykrościach, dane im było się w końcu pobrać. Ludzie się ich bali, straszyli nimi swoje dzieci.  Nie starano się z nimi dogadać i załagodzić swary. Zgorzkniali, skłóceni i źli na wszystkich, opuścili wioskę, ku obopólnej uldze. Zamieszkali daleko w lesie.   
Bardzo się kochali i żyli ze sobą w idealnej zgodzie. Pobudowali małą chatkę, polowali i żyli z tego co im puszcza dawała. Dziewczyna zaszła w ciążę i pewnie żyli by dalej szczęśliwie, gdyby pewnej srogiej zimy tuż przed rozwiązaniem nie pojawił się problem. Potrzebowała pomocy akuszerki. Chłopak nie miał wyboru, musiał udać się do wioski. Jego pojawienie wzbudziło zapomniane złe emocje i strach. Mimo próśb i lamentu nikt nie chciał z nim udać się do lasu i pomóc w przyjściu na świat dziecku. Wrócił sam, ze złą wiadomością. Płakali z żalu i w cierpieniu, bo już nie niebyło dla dziewczyny ratunku. Szybko z niej uchodziło życie i zmarła. Zrozpaczony chłopak nic nie jadł, nie pił, płakał tylko i trzymał w ramionach swoją ukochaną. W domu się wyziębiało, wszedł mróz, i gdy zasnął, też wyzionął ducha.
Dołączył tym samym do ukochanej. Ludzie szukający wiosną ziół w lesie nie mogli odnaleźć miejsca gdzie stał ich domek. W tym miejscu, na polanie, rosły splecione ze sobą dwa drzewa, przypominające, dwie cierpiące, przytulone do siebie postacie…   
- …Hmmm, interesująca historia. Ciekawe jak prawdziwa.
- Pewnie, jak każda legenda, nić prawdy w sobie zawiera… - odpowiedziała zaciągając po cygańsku Joanna.
- Jeszcze chwila i będziemy na miejscu.
Wzięła Jacka za rękę i niecierpliwie uśmiechając się ciągnęła.
- Popatrz, już się wyłania. Jeszcze chwilka… O, i jesteśmy na miejscu. Piękne prawda?
Na środku niewielkiej polanki, rosło drzewo olbrzym. Pień miało omszony i  spłaszczony, jakby podwójny. Duża dziupla u dołu, jeszcze ten efekt potęgowała. Jak to u grabów bywa, od warstwy traw, pień się wykrzywiał i plątał. 
Wyrastające kilka metrów od ziemi gałęzie, również się wyginały i wyciągały szeroko ku niebu, stwarzając fascynujący efekt. Rzeczywiście, bardzo przypominały te dwie cierpiące, splecione postacie z legendy. Jakby ktoś się przyjrzał lepiej, to pewnie i ujrzał by w wąskich dziuplach powyżej dwie twarze wyrażające rozpacz i cierpienie.
Niezwykły klimat potęgował jeszcze cień, rzucany na ten niewątpliwie pomnik przyrody, przez gęste wysokie drzewa rosnące opodal. Pełno tu było mchów i porostów, pokrywających też kilka głazów leżących na polanie. Było chłodno i wilgotno. Jacek patrzył jak zauroczony. Dopiero po chwili się odezwał.
- Joanno… To jest niesamowite. Dziękuję że mnie tu przyprowadziłaś. Wiele jeździłem konno po tutejszym lesie, ale tak baśniowego miejsca nie widziałem. Ciarki mi przeszły po plecach. – powiedział szczerze - Rzeczywiście, ta legenda w tym miejscu wydaje się bardzo prawdziwa. To miejsce godne jest zachowania.
- Widocznie nie tylko ty tak uważasz. Znajdujemy się właśnie w rezerwacie przyrody. Ta ścieżka już do niego już należy. Nie zginie to miejsce, zostanie dla następnych pokoleń. Na szczęście.
- Amen… Joanno… Powinnaś to namalować.
- Myślałam o tym, nawet próbowałam. Ale nie udaje mi się oddać tego wszystkiego co się tutaj dzieje i znajduje.
- Więc może maluj fragmenty. Kompozycję tego drzewa z tą śliczną polaną, z różnych stron.
- Może to i trafny pomysł… Na pewno spróbuję. Tylko że to miejsce się ciągle zmienia. Inne jest o świcie, inne o zachodzie. Inne latem, inne jesienią, różne pewnie zupełnie zimą. 
- O tak… jak ta cała puszcza… Ciągle się zmienia. To właśnie w niej, mi się najbardziej podoba. Patrzę na dolinę z mego tarasu i za każdym razem widzę co innego. O świcie mgły, o zachodzie różnobarwne chmury. Wieczorem zaś słucham odgłosów lasu i spoglądam na gwiazdy. Nastrojowa,  bardzo zmienna, ulotna i romantyczna atmosfera
- Prawdziwy romantyk z ciebie. Brr, chodźmy na polanę. Tam w słońcu jest o wiele cieplej.
- Masz rację, trochę tu chłodno. Sam duch tego miejsca jest bardzo surowy.
Wzięli się za ręce i poszli dróżką w kierunku słonecznej i nagrzanej o tej porze polanie.
                                                                                                                      ***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz