Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 21 lutego 2012

94.

Było wczesne przedpołudnie, gdy po obrządku, Jacek usiadł na schodach. Myślał o zrobieniu prowizorycznej listy zakupów, które byłyby potrzebne, gdy zamieszkają już wspólnie z Joanną,. Przydał by im się na pewno nowy piec z porządnym piekarnikiem. Nowe podwójne łóżko. Trzeba było by zaciągnąć wodę do kuchni. No i kupić kilka nowych sprzętów, oraz mebli do domu. Przed zamieszkaniem razem, Jacek chciałby odnowić domek, ocieplić. Przydała by się przynajmniej jakaś namiastka nowoczesności, lodówka, światło. Tylko na jakie zasilanie się zdecydować by założyć tu elektryczność?  Nigdy nie pytał Joanny czy jeździ konno. Może przydał by im się drugi koń. A jeśli nie, może trzeba było by się zastanowić nad kupnem nowego wozu, a może nawet terenowego auta? Pieniądze na to wszystko ma.       Wystarczyło by nawet na kupienie ładnej farmy, albo domu w mieście. Ale nie chciałby w tej chwili się przeprowadzać. Chciałby nacieszyć się Joanną tutaj, na łonie wspaniałej tutejszej przyrody.
Spojrzał w niebo po którym płynęły leniwie, białe cumulusy. Potem odwrócił wzrok na ścianę lasu, gdzie właśnie głośno zaskrzeczał jakiś ptak. Spostrzegł tam  niespodziewanie, małą, rudą, wystraszoną wiewiórkę, która szukała nasion w wysokiej trawie. Obserwował i wsłuchiwał się w szmery i odgłosy pobliskiego lasu.
Brakowało mu teraz Joanny, chciałby ją przytulić,  i razem z nią w milczeniu, patrzeć bez celu w dal. Na zachody i wschody słońca, na mgły pokrywające rozlewiska i na zwierzęta, wynurzające się z tej mlecznej zasłony. Po chwili, mrużąc komicznie oko, doszedł do wniosku,  że przecież nic się nie stanie jak zajedzie do niej przed obiadem. Najwyżej powie że tęsknił i że nie mógł już bez niej wytrzymać.
Jak pomyślał tak zrobił. Wstał, wyprowadził i osiodłał konia, zamknął chatę i skierował się w kierunku lasu. Nie zapomniał wziąć ze sobą, najlepszej jego zdaniem na apetyt, nalewki orzechowo-dereniowej. Mocnej, gorzkawej, o konkretnym smaku, z dodatkiem odrobiny miodu. Włożył ją do torby, którą przypiął do siodła. Na taką okazję będzie w sam raz.
Jechał z początku wolno. Przyśpieszył gdy wjechał na leśną, szeroką ścieżkę, prowadzącą do polany przy której mieszkała Joanna. Niecierpliwił się. Nie oczyma, lecz roznamiętnionym, stęsknionym sercem wypatrywał jej domku. Wreszcie ją spostrzegł. Rozwieszała pranie na podwórku. Była w luźnej, związanej na brzuchu, białej koszuli. Szeroka u góry, tworzyła duży, nieregularny dekolt. Spódnica zaś, także związana dla wygody, odsłaniała częściowo jej kształtne kolana i uda.
Jacek jechał powoli, gdy go spostrzegła, zmieszała się nieco. Poprawiła trochę strój, spódnicę. Lecz po chwili, radośnie, zataczając delikanie nogą , podbiegła w jego kierunku. Jacek spiął konia i szybko ruszył na jej spotkanie. Gdy się spotkali, zeskoczył z siodła i przytulili się do siebie. Długo obejmowali się i całowali, ciesząc ze spotkania.
Koń pozostawiony sam sobie, z początku przypatrywał się parze, poczym zniżył głowę i zaczął skubać trawę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz