Łączna liczba wyświetleń

środa, 29 lutego 2012

100.

Dzień minął im pracowicie na przygotowywaniu się do podróży i robieniu obiadu. Kiedy się spakowali i porobili wszystko co było związane z wyjazdem, nadciągnął już zmierzch. Teraz mieli czas tylko dla siebie. Zjedli kolację i usiedli przy winie na tarasie. Było trochę chłodno, więc zajęli miejsce na podłodze pod ścianą. Pod tyłkami mieli gruby, zwinięty koc, a ramiona okrywały im swetry.
Jacek objął Joannę. Obok nich stała butelka z winem i kieliszki. Rozmawiali. Chociaż już wcześniej ustalali, gdzie zajadą i co załatwią, nadal jeszcze omawiali ten temat.
- Wiesz co? – powiedział Jacek – Chyba już nie ma sensu gdybać, bo i tak wszystko okaże się na miejscu. Najważniejsze to zdecydować co musimy załatwić. Jak znam życie to i tak nie wyjdzie wszystko co się zaplanuje.
- Pewnie masz rację. Wyjdzie jak wyjdzie, nikt nam głowy nie urwie. Grunt to się nie przejmować i nie martwić na zapas. Cieszmy się z wyjazdu. To nasza pierwsza wspólna podróż, wiesz?... Zamawiam ładną ,ciepłą pogodę.
- Ja też. Chociaż… nie jestem takim optymistą jak ty. O której jutro wyruszamy?
- Myślę, żeby wyjechać wcześnie, tak by nikogo nie budzić gdy dojedziemy. Najlepiej przed świtem.
- Mhm…
- Nie powinniśmy dziś siedzieć za długo. Trzeba zrobić kanapki, umyć się i lulu. 
- Ale tą butelkę dokończymy, będzie nam się lepiej spało.
- No jasne… Aż tak się nie musimy śpieszyć. Nasze zdrowie! 
- Twoje zdrówko Joanno… - zamilkli na chwilę.
- Dla nas jutrzejszy dzień będzie tylko uciążliwy. Ale pracowity i męczący będzie dla konia... – stwierdziła Joanna
- Nie  martw się. Nie będzie tak źle… Ale z powrotem za to może być ciężko. Ale… Nie martwmy się na zapas… - pocałował ją
w policzek - Będzie dobrze. Przytulili się mocniej i oparli o siebie głowami. Patrzyli w gęstniejący coraz bardziej mrok i nasłuchiwali odgłosów z lasu.
- Miło jest mieć, do kogo się przytulić. – stwierdził
- Mhm. – mruknęła Joanna i wtuliła się w Jacka jeszcze mocniej. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz