Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 10 listopada 2011

9.

Tym razem od razu pojechał na polanę gdzie po raz pierwszy ujrzał tajemniczą postać ze sztalugami. Ucieszył się, już tu była. Ze zdziwieniem spostrzegł, że była to bardzo atrakcyjna kobieta. Siedziała na składanym zydelku, a koło niej na ziemi leżało drewniane puzderko z farbami. Nie od razu go spostrzegła. Z paletą i pędzlem, ze skupioną miną, przypatrywała się malowanemu płótnu. Trzonek pędzla trzymała w ustach i przekrzywiała przy tym zabawnie głowę.
Jechał w jej kierunku wolno, jakby się skradając. Nie spuszczał z niej wzroku. Ubrana była ciepło, w luźne szaty, kolorem dostosowane do obecnej pory roku. Narzucone były swobodnie, na cebulkę, tworząc oryginalny, niekrępujący strój. Dopiero jak się zbliżył, drgnęła z zaskoczenia i podniosła głowę. Nie przestraszyła się. Spojrzała zdziwiona na przybysza. Ręką odgarnęła długie, falujące kasztanowe włosy i pokazała swoją atrakcyjną twarz. Była delikatną, śliczną kobietą.
Patrzyli na siebie z zaciekawieniem. Jacek, na pewno nie spodziewał się w tej głuszy zastać intrygującej kobiety, ona natomiast, była mile zaskoczona widokiem, szczupłego i zadbanego mężczyzny. Twarz jej nabrała delikatnego rumieńca. Jacek, uśmiechną się i odezwał miłym, ujmującym głosem.
– Witam, mam nadzieję że nie wystraszyłem. Nazywam się  Jacek, mieszkam tu niedaleko…
– Machnął ręką w nieokreślonym kierunku – Widziałem Panią kilka dni temu jak tędy przejeżdżałem. Mieszka tu Pani? Widzę że pani maluje, jest pani malarką?
– Ależ skąd, przyjechałam tutaj do chaty mego kuzyna, odpocząć. Malarką, nie, nie jestem. – Zaśmiała się i kontynuowała. – Malarstwo jest tylko moim hobby i mnie uspokaja. To dopiero moje trzecie płótno. – spojrzała mu w oczy.  
– Jestem Joanna.  A pan… Pan tu też na wakacjach?
                    – Ja…  Nie. Mieszkam tu od lat.  – Mówiąc to swobodnie zeskoczył z konia.
– Przedtem mieszkałem na farmie, ale teraz to nie dla mnie. Są takie momenty gdy człowiek potrzebuje spokoju, wyciszenia. To właśnie jest taki moment. Zbudowałem tu dom i mieszkam.
                    – To czym się pan tu zajmuje? – spytała dziwiąc się.
                    – A no, zastawiam sidła i zajmuję się zbieractwem. Ale, to tak, na własne potrzeby. Muszę się przyznać że tak naprawdę to zbijam bąki. Potrzebowałem dystansu do ludzi, po prostu miałem potrzebę wymknąć się cichaczem na trochę.
                    – Rozumiem… A to jest wspaniałe miejsce do tego. – Zamyśliła się i rozejrzała po polanie. Oczy jej zmętniały. Też potrzebuję odpoczynku. – dodała w myślach – od siebie.  
                    – Maluje pani pejzaże? – spytał patrząc na płótno. – Oddaje pani pięknie kolory jesieni.
                    – Dziękuję panu. – odpowiedziała. – Jest pan bardzo miły.
                    – Ależ nie. To nie jest komplement to szczera prawda. Tak malują artyści. Płótno to robi duże wrażenie. Naprawdę…
– Zaśmiała się. Stwierdzenie to ją rozbawiło i dodało pewności siebie.   
                    – No nie wiem, wiele jeszcze nie potrafię. Miły pan jest, ale jeszcze muszę się sporo nauczyć. Może jak zmarnuję jeszcze kilka płócien…   
– Spojrzała na niego i uśmiechnęła się. Miała czarujący uśmiech ukazujący równe, białe, zęby. Przy okazji jednak twarz lekko się jej wykrzywiła. Kilka nieposłusznych mięśni twarzy, nie zareagowały jak powinny. Widząc że to spostrzegł, zmieszała się i odwróciła głowę. Nie może się przyzwyczaić do ciekawych spojrzeń i pytań dotyczących przyczyny takiego wyglądu. Choć jeszcze nie miała ochoty na powrót, szybko powiedziała.
                    – Muszę już iść. Zrobiło się już późno. Dopóki dojdę do domu, minie trochę czasu. A jeszcze mam coś do zrobienia.                                  – Powiedziała i zaczęła się pakować.  
                    – I ja muszę jechać sprawdzić sidła… – Odpowiedział zdziwiony trochę jej pośpiechem –  Ale jak pani pozwoli, mam jeszcze trochę czasu i pomogę jej zabrać te niewygodne sprzęty do domu…
                    – Jest pan bardzo miły. Nie chciała bym sprawiać kłopotu. Poradzę sobie.
                    – Z przyjemnością pomogę. Nie mam tu często okazji, do robienia dobrych uczynków.
– Uśmiechnął się, wziął sztalugi i krzesełko na ramię, a w drugą rękę wodze konia. Joanna zaś chwyciła płótno, pędzle i pudełko z farbami. Ruszyli w kierunku lasu. Szli powoli, nie śpiesząc się.  Joanna delikatnie utykała, więc spytał:
                    – Zwichnęła pani sobie nogę? – Spytał – A może zdrętwiała, boli?
                    – Nie, to nie zwichnięcie i nie boli. – Odburknęła i przyśpieszyła. Zdała po chwili sprawę że zachowuje się niegrzecznie jednak nie zwolniła. Szli tak milcząc aż do chatki. Przed drzwiami zatrzymała się. Zawahała się na moment, spojrzała mu w oczy i powiedziała.  
                    – Przepraszam, byłam trochę niegrzeczna. Widzisz… Kuleję, bo choruję. To przez to szukam spokoju i dystansu do siebie. Wiele przeszłam, ale nie chcę teraz o tym rozmawiać. Dziękuję za pomoc. Żegnam. – Odwróciła się widocznie zmieszana.
                    – Dowidzenia… – Odpowiedział i dodał zaraz szybko. –  Joanno, poczekaj chwilkę. Spojrzeli sobie w oczy.
– Rozumiem Cię. I ja tu jestem bo borykam się z pewnymi problemami. Nie rozmawiam o nich z nikim. Przepraszam jak coś zrobiłem nie tak… nie chciałem… – Dodał po chwili – Czy jak będę kiedy w pobliżu, będę mógł jaszcze do ciebie wpaść?
– Zawahała się, spojrzała na jego zakłopotaną twarz i powoli odpowiedziała.
                    – Tak, oczywiście zapraszam. – Odwróciła się i weszła do chaty.
***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz