Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 28 listopada 2011

24.

Rankiem obudził się niewyspany. Miał trochę wyrzutów sumienia że musiał nakrzyczeć na Rusłana. Nad ranem jeszcze raz pies popiszczał pod drzwiami, ale uspokoił go szybko krzykiem. Potem drzemał, śniły mu się jakieś głupoty. I w sumie spał źle.  Położył się na wznak i patrzył w sufit. Słońce już świeciło i tworzyło na ścianach łączące się cienie. Przypominały trochę wczorajsze księżycowe postaci z lasu, ale o niebo mniej mroczne. Poleżał jeszcze chwilę i ociągając się wstał z łóżka. Najpierw rozpalił w płycie by zaparzyć sobie kawę i zrobić jedzenie, sobie i Rusłanowi. Postanowił że upiecze sobie udka i skrzydełka, a psu zostawi resztę, no może jeszcze ugotuje sobie na kościach rosół.  
Ubrał się i wyszedł zobaczyć co z Rusłanem. Ten, stał na progu przed drzwiami i machając ogonem, patrzył na niego z pokorą. Posłanie miał wyciągnięte na trawę. Jacek, uśmiechną się, i zagadał do niego.
– O… Rusłanie i w tym miejscu postawię ci budę. A teraz jak chcesz chodź do środka. – Otworzył drzwi i skinieniem głowy zaprosił go do środka. Rusłan położył się koło pieca i nie odwracając głowy, zaczął wodzić za nim wzrokiem. Jacek, zajął się kucharzeniem. Gdy woda się zagotowała oblał wrzątkiem ptactwo i mógł zająć się wreszcie swoją najmniej lubianą czynnością, skubaniem i rozprawianiem. A że miał duże doświadczenie w tej dziedzinie, poszło mu to sprawnie i dzięki Bogu szybko. Przygotował sobie udka i skrzydełka do pieczenia, a korpus na zupę. Resztę pokroił i wstawił do garnka by ugotować z tego jedzenie Rusłanowi. Przyniósł też ze spiżarki paczkę kaszy do wymieszania z tym smacznym rosołem.
Musiał  zająć się w końcu obrazem Joanny, który stojąc na kredensie, przeszkadzał mu cały czas. Przestawiał go, gdy tylko chciał z niego coś wziąć. Wbił więc gwóźdź na ścianie między oknami, i na tym honorowym miejscu powiesił obraz. Gdy kupi do niego ramę to właśnie tu, będzie się prezentował najlepiej.
Krzątał się jeszcze jakiś czas w kuchni, sprzątał, gotował, piekł, aż wszystko co zaplanował było gotowe. Przyniósł z podwórka miskę dla psa i napełnił jedzeniem, by wystygło. Potem postawił na stół zupkę kartoflankę z przysmażonym boczkiem i pieczone udka z kartoflami. A że miał ochotę na nalewkę z leśnych jagód, postawił ją i szklaneczkę na środku stołu. Jadł powoli od czasu do czasu popijając ciemnym mocnym napojem.
Rusłan, musiał trochę poczekać aż jego posiłek wystygnie. Patrzył na Jacka błagalnym wzrokiem, a ślina z pyska kapała mu na podłogę. Jacek na ten widok w końcu nie wytrzymał, wstał i dał mu z szafki miskę z jedzeniem. A ten tak się zajadał mlaskając i kręcąc ogonem że aż miło było na niego popatrzeć. Podjadłszy sobie wyszli nadwór. Rusłan zajął się zabawą, a Jacek siedząc na  chodach, obserwował harce zdrowiejącego z godziny na godzinę psa. Sięgnął po sakiewkę i skręcił papierosa, zapalił.
W końcu wstał i poszedł się obrządzić. Potem zrobić psu budę z desek wyciągniętych z szopki. Krzątał się tak cały dzień, to zbijając budę, rąbiąc drewno na opał i zagrabiając podwórek.
  
                                                                                                  ***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz