Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 24 listopada 2011

19.

Wyłożył z blaszek na stół świeży, gorący chleb. Jego razowy zapach rozszedł się natychmiast po domu. Przetarł go czystą szmatką namoczoną w wodzie, by nie popękał. Teraz przydało by się masełko, uformowane w osełka, świeżo ubite w  maselniczce, położone grubo na ten świeżutki, ciepły jeszcze chlebek. Mmm, mniam...    
Rozmarzył się, przypominając dawne czasy, gdy jako mały chłopiec, spędzał lato u dziadków. Niestety dziadkowie już nie żyją. Nie ma już tego klimatu dawnych czasów, gdy beztrosko spędzał u nich wakacje i jeździł z rodzicami na  pachnące wypiekami święta. Zmarli, gdy zamieszkał tutaj, daleko od nich, od miasta, w lesie.
Bardzo przeżyli jego tragedię, był przecież ich ulubieńcem. Najpierw zmarł dziadek, a po pół roku, poszła w jego ślady babcia. Nie chorowali, odeszli bo przyszła na nich pora. Przeżyli szczęśliwie, całe swoje wspólne życie i zmarli prawie jednocześnie. Był na ich pogrzebach. Spotkał się tam z całą rodziną. Na pamiątkę z ich domu, wziął kilka drobiazgów, ułatwiających życie.
Teraz gdy pojedzie do miasta, znowu odwiedzi z tradycyjną wiązanką białych kwiatów, cmentarz i ich wspólny grób. Drugą wiązankę położy po sąsiedzku, na grób swoich kobiet. Laury i córeczki Leny.   
Przy ścieżce gdzie rośnie duży, największy na cmentarzu świerk, usiądzie naprzeciw ich grobów na ławeczce i będzie długo wspominał szczęśliwe chwile gdy byli jeszcze wszyscy razem.
  
                                                                                                   ***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz