Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 17 listopada 2011

14.

Zmęczony i szczęśliwy usiadł w swoim fotelu na tarasie. Miał udany dzień. Krzątał się na dworze, by nadgonić nieco przygotowania do zimy. Trochę się zestresował gdy pękł mu trzonek od siekiery i nijak, nie mógł dopasować nowego. Stracił trochę czasu, ale znalazł w szopie, zapomniany, oryginalny trzonek, kupiony w sklepie. Osadził go i od razu wszystko poszło składnie.  

Teraz, po kąpieli był zrelaksowany i zadowolony. Zwłaszcza, że po obiedzie, jego ranny przyjaciel zjadł pierwszy skromny posiłek. Po nim jednak jakoś dziwnie się zachowywał. Popiskiwał i nie spuszczał z Jacka wzroku.
Okazało się, że jest dobrze ułożony i nie potrafi załatwiać się w domu. Jacek wyraźnie zadowolony z tego faktu. Wziął psa na ręce i wyniósł go pod krzaczek. Tam pies zrobił  to co miał do zrobienia i spojrzeniem dał znać że może wrócić na posłanie. Gdy wrócili, zaraz zamknął oczy i usnął.
                   
Na dworze było ciepło i słonecznie. Jacek sięgnął po kawę stojącą na stoliku. Delektował się jej smakiem. Lubił zapach, świeżo zmielonej kawy, gdy całe pomieszczenie długo było wypełnione jej aromatem. Skończywszy pić, odstawił kubek i sięgnął po sakiewkę z tytoniem. Zrobił sobie skręta i zapalił.
Z początku, gdy zaczynał palić, palił fajkę. Lubił zaciągnąć się jej waniliowym dymem. Tytoń zawsze kupował w kolonialnym sklepiku, w miasteczku, między gospodą a parkiem. Laura lubiła ten zapach. Przypominał jej dzieciństwo, okres świąteczny i zapach wypiekanych przez jej mamę ciastek.
Ale fajka się złamała. A i on miał wtedy mniej czasu. Zaczął robić skręty. Paliły się szybciej, palił więcej no i wpadł w nałóg. Dopiero tutaj w lesie, ograniczył palenie do dwóch, trzech skrętów palonych po obiedzie i wieczorem. Były to chwile gdy mógł coś spokojnie zaplanować i przemyśleć.

                    Właśnie myślał o jego obecnej sąsiadce, Joannie. Jakąż to miała tajemnicę? Jeżeli była chora, to co robiła sama w lesie? Czyżby nie miała nikogo co by się o nią zatroszczył? Czy ma rodzinę? Sam nigdy by nie pozwolił żadnej kuzynce, zamieszkać w lesie. Samej, daleko od ludzi… Widać, że była  wykształconą, zdolną no i bardzo ładną kobietą. Czyżby naprawdę nikogo bliskiego nie miała? Za dużo pytań…  
Musi ją jeszcze odwiedzić i zdobyć chociaż na niektóre pytania odpowiedzi. Bo jeśli jest sama, to jako sąsiad, powinien przynajmniej się zainteresować, czy jej czegoś nie potrzeba. Postanowił, że wpadnie do niej jutro koło południa.   

Powoli słońce zachodziło i w miejsce blasku popołudniowego słońca, zaczął spływać na dolinę zmrok i chłód wieczoru. Wszedł do środka. Pod jego nieobecność, pies wypił wodę, i została tylko resztka zupy.
Zapalił lampę. Pies, gdy poczuł go w pokoju, zaskomlał. Dał znak, że chce wyjść za swoją potrzebą. Jacek wyniósł go na trawę i położył. A on z wysiłkiem podczołgał się pod krzak. Poczekał, aż załatwi swoje potrzeby. Potem zaniósł do domu i położył na posłaniu. Nalał mu do spodka wody. Opróżnił talerzyk z zupy i zmył naczynie.
Poczuł się już trochę znużony, po męczącym dniu. Założył piżamę i położył się do łóżka. Nie miał kłopotu z zaśnięciem. Ułożył się wygodnie i zaraz odleciał. Śniło mu się, że spaceruje z Laurą. Że chodzą w świąteczną noc po miasteczku i patrzą w niebo na rozświetlające je kolorowe pióropusze, sztucznych ogni.

                                                                                                  ***
                   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz