Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 1 listopada 2011


           2. 
               Czas od świtu minął mu błyskawicznie, a na dziś zaplanowane miał przecież polowanie. Ma pojechać nad rozlewisko przy czterech dębach i po drodze sprawdzić sidła. Jutro rocznica pierwszej randki z jego żoną i by to uczcić musi przecież tradycyjnie zapolować na kaczki. Osiodłał konia, przytroczył do niego długą myśliwską strzelbę. Zaryglował drzwi wejściowe i wyruszył w drogę.   
Najpierw przejechał stępem przez ścieżkę w pobliskich krzakach. Potem gdy krzewy się przerzedziły, przeszedł w kłus i galop. Lubił taką jazdę. Czuł wtedy wiatr we włosach, a w nozdrzach zapach wolności. Końska grzywa falowała mu przed oczyma, a sam z pasją w oczach, gnał jak szalony przez leśny tunel. Zapominał się i oddawał pędowi. W uszach miał tylko tętent końskich kopyt na piaszczystej drodze.  
 W końcu zwolnił. Powoli i w ciszy dotarł na miejsce gdzie zastawiał pułapki i wnyki. Tu okazało się że nie miał dziś wielkiego szczęścia. We wnyki złapał się tylko jeden jenot. Jacek był trochę zawiedzony i wykrzywił wargi.
– Tylko jedna skórka – mruknął – No, ale, dobre i to. – Powiesił futrzaka na gałęzi i z wprawą obdarł go ze skóry. Rozczłonkował mięso, którego część rozwiesił przy pułapkach jako przynętę, a resztę zakopał, przy pomocy saperki schowanej w pobliskim wykrocie.  Skórę włożył do skórzanej torby przy siodle. Przeszedł się jeszcze chwilę, ścieżkami, wydeptanymi przez zwierzęta i wrócił do pasącego się konia. Wahał, którą drogę wybrać. Stąd było ich kilka. W końcu wybrał  nieco górzysty dukt prowadzący przez las. Była tam urocza polana z malowniczym widokiem na dolinę.
***                            

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz