Łączna liczba wyświetleń

sobota, 26 listopada 2011

22.

Miejsce coraz to bardziej bladnącego i chowającego się za górami słońca, zajął księżyc. Była pełnia. To on swoim srebrnym blaskiem oświetlał teraz Jackowi powrotną drogę  do domu. Nie było dziś zimno. Powietrze było przejrzyste i klarowne.
Cienie stworzone światłem księżyca, pokazywały na tle lasu , obrazy snujących się po nim postaci. Wyobraźnia podsuwała mu wizje bajkowych scen rozgrywających w jego leśnych, tajemniczych zakamarkach.  
Dzięki temu droga mu się nie dłużyła. Minęła niewiadomo kiedy. Wjeżdżając na podwórko, koń szedł noga za nogą, a on był zaskoczony że tak szybko wrócił. Żwawo się obrządził, wszedł do domu, i stanął jak wryty. Przywitał go tam pies i straszny bałagan przez niego stworzony.   
                    – Jezus-Maria, Rusłan, coś ty narobił? Zwariowałeś…
Posłanie psa było rozerwane, a resztki walały się po całym pokoju. Buty i inne ubrania które miał w zasięgu swego pyska, leżały na  środku. A gdy zajrzał do sypialni oniemiał. Jego łóżko musiało  służyć psu za leżankę, wszystko było pomięte.
                    – No piesek, teraz to masz u mnie przechlapane. – wykrztusił i zabrał się za sprzątanie. Rusłan jednak, musiał uważać to za świetną zabawę i każdą wziętą przez niego rzecz chwytał w pysk i ciągną w swoją stronę. Jacek nie mógł nijak posprzątać. Musiał więc użyć  podstępu. Wychodząc z domu, zawołał go na podwórek i zamknął mu drzwi przed nosem. Teraz dopiero, mógł zająć się porządkami.
Uprzątną łóżko, posprzątał w pokoju. Ubrania poza śladami  zębów, nie nosiły śladów zabawy psa. Mimo to i tak, je schował w szafie. Gorzej było z Rusłana posłaniem. Z koca niewiele już zostało, a o sienniku lepiej nie mówić.  Zamiótł  wszystko i zapakował do dużego worka który znalazł w spiżarni. Nie było szans by dziś nocowali razem w domu.  
Pomieszał jedzenie od Joanny z resztą kaszy. Wyłożył je do miski, a do drugiej nalał mu wody. Wyniósł wszystko na dwór i położył pod schodami. Położył tam litościwie jeszcze resztki koca, by nie leżał na gołej ziemi.  Zły, mamrocząc pod nosem, zostawił Rusłana na podwórku. Pies na pewno wiedział że lepiej teraz nie denerwować pana, bo położył się na trawie i tylko obserwował.
Nie ma innego wyjścia, żeby mieć porządek w domu, musi jak najszybciej zrobić mu budę. Wracając do pokoju pomyślał że po tym wszystkim należy mu się kubek kawy i papieros. Rozpalił w piecu, wstawił wodę. Ptactwo wyniósł i powiesił na tarasie. Teraz dopiero mógł się rozsiąść w fotelu i pozbierać rozbiegane myśli.  

                                                                                                  *** 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz