Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 13 listopada 2011

10.
Joanna zrobiła na nim duże wrażenie. Całe to spotkanie trwające zaledwie godzinę, dało mu dużo do myślenia. Bardzo miła ale i zagadkowa postać. – Pomyślał. 
Po chwili wsiadł na konia i odjechał.
Zadumany, ruszył bez pośpiechu przed siebie. Wrócił na polanę i powoli zjechał w dół czarującego zagajnika w którym widział ostatnio, ślady zrytego leśnego poszycia. Rosło tam kilka dębów, a spadające z niego jesienią żołędzie, zwabiały w to miejsce dziki. Mając szczęścia można było tu spotkać nawet lochę z warchlakami.  
Nie chodziło mu o polowanie. Miał przecież jeszcze w spiżarni sporo wędzonego mięsa na posiłki. Chciał je po prostu, podglądnąć. Zawsze jest to spotkanie, wydzielające w jego trzewiach adrenalinę. Nigdy nie wiadomo co się wydarzy.

Gdy ma się pod wiatr samicę z warchlakami, można przez długi czas podglądać, jak wyoruje nosem z ziemi i podsuwa warchlakom smakowite żołędzie czy inne części roślin. Jak chrząkaniem daje znać, by podążały za nią, a w chwili zagrożenia, staje w ich obronie. Bywa że nie tylko prycha i miarkuje atak, ale i zaatakuje. Wtedy trzeba szybko brać nogi za pas i włazić na drzewo. Na szczęście tylko słyszał o takich zdarzeniach. Sam nie miał nigdy takiego doświadczenia. Raz tylko, by wystraszyć wielkiego odyńca, musiał użyć broni i wystrzelić w powietrze. To pohamowało trochę zapędy zwierzęcia, i miał czas oddalić się na bezpieczną odległość. Teraz jednak, oprócz starych śladów rycia, nie zauważył nic godnego uwagi.
  
Ruszył więc, zataczając szeroki łuk do swojego rewiru. Gdy był już niedaleko, usłyszał ciche skomlenie. Przyśpieszył, bo czasem znajdywał we wnykach nadjedzone już szczątki zwierząt, a chciałby tego uniknąć. Podjechał i zobaczył w sidłach uwięzionego psa. To był młodzian, kremowy labrador. Tak na oko nie miał jeszcze roku.
Wpadł w sidła tak nieszczęśliwie że cały zad miał zakrwawiony. Musiał strasznie się szamotać i zmagać z drutami. Nie wyglądał dobrze, leżał wycieńczony i pogodzony z losem. Gdy zobaczył Jacka, podniósł łeb, spojrzał mu w oczy błagalnie i zaskomlał. Nie mógł długo być sam. Nie był wychudzony. Sierść jego nie była zmierzwiona i brudna.   
Widać było że nie był dziki. Był udomowiony. Pewnie uciekł komuś, lub się zgubił, a teraz wałęsa się sam po lesie, szukając drogi do domu. Może szukał czegoś do zjedzenia by przeżyć? Był jednak w tak opłakanym stanie, że teraz wzbudzał tylko litość.  Biedna psina, pomyślał z sentymentem. Kilku znajomych miało te psy i Jacek je lubił. Były mądre i spokojne. Ale co z nim teraz zrobić? Zachodził w głowę. Niewiele w nim życia.
Miał dwa wyjścia. Pierwsze, to uśpienie psa, które nie wchodziło teraz w grę. Drugie, zabrać go do domu i pielęgnując doprowadzić do zdrowia. Jak się uda to dobrze. Jak nie, to tak mu było sądzone.
Zsiadł z konia i zbliżał się pewnie do psa. Ten jednak uniósł głowę i zawarczał. Widać ruchy Jacka były za raptowne. Trzeba zwolnić i przekonać go że nie chce mu się zrobić krzywdy.
– Ej ty, coś ty taki – powiedział łagodnie. – Ja cię próbuję uwolnić a ty do mnie z taką gadką? Nie bój się, chcę cię oswobodzić z tych drutów. Spokojnie, trochę będzie bolało, ale tak trzeba, nie ma innego wyjścia.
Muszę osłonić mu łeb by mnie nie capnął. Ale czym? – pomyślał – No i przetransportować do domu. Potrzebna mi jakaś płachta. Hm… co robić? Zostawić psa i pojechać do domu po szmatę? A jak się zjawi jakiś drapieżnik? To już na pewno będzie po psie. Przyszło mu do głowy, że ma coś podobnego, chroni konia przed otarciem od siodła. Nie był to najszczęśliwszy pomysł, ale w tej chwili jedyny. Trzeba rozsiodłać konia i wyciągnąć derkę. Podszedł do konia.
– Przepraszam cię stary, trzeba się poświęcić. Muszę zabrać ci tą derkę.
Gdy wrócił do psa próbował zakryć mu łeb. Ale nie było to łatwe. Dopiero po chwili udało się ominąć jego szczęki. Pies, ani trochę nie starał się mu pomóc. Ledwo żywy, a próbował się jeszcze bronić. W końcu się udało. Jacek usiadł na nim okrakiem i sięgnął do tylnej łapy. Nie wyglądało to dobrze.  
                    – Jak żeś w to wlazł – mrukną. –  Zwykle zwierz wsadza jedną kończynę w sidła. A ty prawie wlazłeś cały.
Miał nogi zapętlone i jeszcze mocno zaciśnięte
– Musiałeś się nieźle mordować biedaku, poczekaj, musi jeszcze chwila minąć nim cię uwolnię. Obwinął ci się ten drut z całych sił. – Powiedział przez zaciśnięte z wysiłku szczęki.

Najpierw odkręcił jego nogę, potem poluzował pętlę na zadzie. Pętla zacisnęła się mocno, nie było jak jej podważyć, a nie chciał jeszcze bardziej męczyć psa. Pracował w skupieniu i wreszcie mu się udało. Zwinął drut i zdjął z psa derkę. Usunął się przezornie na bok. Ale pies tylko dyszał i  nawet nie miał siły podnieść łba.
– Teraz by się przydała jakaś duża torba, by cię zawieść do domu. – Powiedział z litością spoglądając na psa.
Ale w tej chwili było to tylko jego pobożnym życzeniem. Zrobił z derki nosidełko i zostawiwszy resztę sideł w spokoju, z wielką trudnością wlazł z psem na konia. Był to trochę komiczny widok. Ale jak już wsiadł, mógł, o dziwo, całkiem swobodnie ruszyć przed siebie. Pojechał najbliższą drogą. Jechał wolno, prosto w kierunku domu.
                    Wydawało mu się że to najdłuższa podróż w jego życiu. Zmęczył się bardzo. Bolały go ręce od trzymania ciężkiego niewygodnego pakunku. Co i raz musiał go poprawiać, a i tak wysuwał mu się z rąk. W końcu dojechał. Delikatnie zsiadł z konia. Wziął na ręce psa i wniósł do domu. Położył przy drzwiach i zaczął się rozglądać za posłaniem dla wycieńczonego i obolałego zwierzaka.
                    Miał w szopie stary siennik, a w stajni koc, którym okrywał konia podczas siarczystych mrozów. Przyniósł je teraz. Ułożył w zgrabne posłanie, niedaleko drzwi wejściowych. Wziął wiaderko z wodą, czystą szmatkę i delikatnie zaczął obmywać psa z zaschniętej krwi. Potem znalazł płaskie naczynie i nalał mu wody. Biedak, nie miał siły by do niego sięgnąć. Więc wilgotną szmatką zwilżył kilkoma kroplami pysk zwierzęcia. Ten oblizał się, uspokoił, zamknął oczy i spokojnie zasnął z wycięczenia. 

                                                                                                  ***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz