Łączna liczba wyświetleń

środa, 9 listopada 2011


8.
          Ranek przywitał go rześko. No cóż, nastała już  jesień. Możliwe więc były przymrozki i takie raptowne zmiany temperatury. Narzucił coś na siebie, i skulony, wyszedł na dwór by przynieść z pobliskiej sterty, drewno do pieca. Wrócił i szybko wzniecił płomień, dający miłe ciepło które szybko rozeszło się po pokoju.  
                    Nie śpiesząc się, przekąsił co nie co, popił kawą i nałożywszy kurtkę wyszedł na ganek. Tam, przypalił skręta i oparł się o barierkę. Słońce wznosiło się coraz wyżej, nagrzewając wszystko dookoła, tak że i kurtka wnet  nie była potrzebna.            
Wyciągną się i ziewną. Taka pogoda dawała mu poczucie bezpieczeństwa i swobody. Mógł zrobić wszystko, co sobie zaplanował. Tyle tylko że, zaplanował sobie dziś, niewiele.
Na początek wyprowadził konia ze stajni. Przywiązał go do długiego łańcucha, aby popasł się jeszcze na soczystej łące i wypuścił kury z kurnika. Potem, przez ponad godzinę rąbał i szykował opał ze świeżo zciągniętych z lasu gałęzi ułożonych za domem. Podobała mu się ta praca, dawała mu sporo satysfakcji. Mógł się wyżyć i udowodnić sobie, że może jeszcze ciężko pracować fizycznie. A tej nie miał tu za dużo. Większość czasu przecież chodził i jeździł konno po lesie.
Poczuwszy pragnienie, wrócił do domu. Umył się z lekka i zmienił spocone ubranie. Było trochę przed południem gdy osiodłał konia, wziął strzelbę i ruszył na objazd sideł.   

                                                                                                                      ***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz