Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 1 grudnia 2011

27.

Joanna spojrzała na Jacka.
– Rozgadałam się a ty mi nie przerywasz. Pewnie Cię zanudzam. – spytała.
– Nie Joanno, to co mówisz jest takie prawdziwe i takie, eee, intymne, że tylko słuchałem. W takich momentach się nie przerywa. Na takie ulotne wyznania trzeba sobie zasłużyć. Jestem wzruszony że mi zaufałaś. Przez to poznałem Cię bardziej i stałaś mi się bardziej bliska. Smutna jest ta Twoja historia.
– Nie mniej smutna jak Twoja Jacku. Obydwoje bezpowrotnie straciliśmy wszystko co kochaliśmy. Tylko ja ze swojej winy. No i niestety, obydwoje musimy z tym żyć…  
– Nie ze swojej winy nie ze swojej… To jest wina choroby,  jednej, drugiej. Depresję można wyleczyć, ale najgorsze jest to, że gdy kogoś najbardziej potrzebujemy, ten nas opuszcza. Gdy jest dobrze, to jest wesoło, jest miłość i przyjaciele. Gdy pojawi się choroba , nie wiedzą jak postąpić. Są w szoku, to ich też dotyczy.  
–  Masz rację Jacku. Tylko że człowiek chory nie ma wpływu i na postępy choroby i na swoje zachowanie. Jest bezbronny. Potrzebuje wsparcia, a tu stop. Mur. Tylko frazesy, bąkania, trzymaj się, jakoś to będzie... Najprościej jest wtedy odpuścić, powiedzieć nie mam siły, jesteś głupi, idź się lecz, zmień się,  jak nie to, twoja sprawa. Mam tego dość, chcę czegoś innego odżycia.
Chory który nie ma wpływu na swoje zachowanie, popada w coraz większą depresję. Czuje że jest ciężarem. Nie ma siły walczyć. Nawet nie wie że może. Odpuszcza, zostaje sam. A wystarczy tylko wyrozumiałość i cierpliwość otoczenia. Potrzeba kogoś kto mimo jego niechęci, jak czołg będzie go wspierać. Nie będzie zwracać uwagi na jego raniące słowa. Spuści głowę i zajmie się pomocą. Namówi do pójścia do lekarza, zażycia leków. Spokojnie wskaże jego błędy. W sumie, przecież często bywa bliską osobą. Wiem Jacku. To teoria, ale czy tylko? Jeżeli jest miłość, przy tym mądrość i oddanie. To czy to tylko teoria? – Zamilkła.      
– Wiesz, myślę że niektórzy ludzie postępują czasem tak jak zwierzęta. Opuszczają chorego, a czasem nawet zagryzają… Chore osobniki, albo stare, muszą odejść od stada i umrzeć. Ekstremiści twierdzą że trzeba chorych odseparowywać, dobić, spuścić ze skały. Geny zostały przekazane, dzieci odchowane, już nie jesteś potrzebny, pora odejść. Musisz dać miejsce innym zdrowym, silnym. Człowiek mimo że jest cywilizowany, to jest zwierzęciem i czasem tak się zachowuje.
Takiemu nie przyjdzie mu do głowy że sam wkrótce może zachorować, albo mieć wypadek, zostać kaleką. Że wszystko co w tej chwili ma, może zabrać woda, huragan, czy bandyta…
 Tak, jeden przypomina wilka, drugi mędrca i Greckiego filozofa. Ludzie muszą wykazać się humanizmem. Chyba do diabła po to jest ta cała ewolucja…
– Dobrze to ująłeś. Zgadzam się. Masz rację. Musisz mieć duże doświadczenie. Nie raz musiałeś dostać kopniaka od życia. – Uśmiechnęła się i chwyciła go za rękę. – Dosyć tych smutnych refleksji. Mam propozycję, jest śliczna pogoda, może pójdziemy się przejść? A potem wrócimy i coś zjemy.
– Świetny pomysł. Masz rację, szkoda takiego dnia na smutki i siedzenie w domu.
Joanna wstała, przykryła ciasto szmatką i sprzątnęła naczynia. Jacek chciał pomóc jej pozmywać, ale odłożyli to na później. Rusłan tak się cieszył na spacer że biegał wkoło nich machając ogonem i popiskując, że nie dali rady nic zrobić. Musieli wyjść natychmiast. Gdy otworzyli drzwi, od razu wyskoczył jak z procy i zaczął krążyć wokoło podwórza, robiąc w biegu różne uniki i zwody. Patrzyli tak dłuższą chwilę, śmiejąc się i komentując jego wygłupy. Potem Jacek ulżył koniowi. Zdjął mu siodło i uwiązał go na trawie, na długim powrozie który podała mu Joanna.
Wzięli się potem pod ręce i poszli wolno ścieżką w kierunku polany gdzie się pierwszy raz spotkali, Pies wesoło biegał to tu to tam, nie oddalając zbytnio od spacerujących.  
                    – Powiedz mi Joanno, bo chciałbym wiedzieć. Naprawdę nie masz nikogo bliskiego oprócz stryja, który udostępnił Ci ten domek?
                    – Ze stryjem miałam bardzo luźny kontakt. Rzadko się widywaliśmy i tak naprawdę nie wiedział że choruję. Dopiero później jak już byłam pod opieką psychiatry nawiązaliśmy bliższy kontakt. Teraz jeszcze bardziej się pogłębił. On i jego rodzina są mi teraz najbliżsi. Inni, no cóż, starałam się przepraszać, wytłumaczyć swoje postępowanie, ale to już jest nie to. Niektórych odstrasza psychiatra, myślą sobie Bóg wie co. Że mam świra i w ogóle. Inni nie mogą się do mnie przekonać, bo mam SM. Innym sama nie potrafię już zaufać jak kiedyś. A inni ...  
– Za dużo przykrych słów padło z obu stron. Trudno to wybaczyć. Ale myślę że to moje SM najbardziej teraz przeszkadza. Nie wiedzą jak mnie teraz traktować. Spacerując kuleję, nie mogę się przemęczać.
Pamiętają jak się zataczałam. Jak potykałam się, wpadałam na ludzi. Wtedy udawali że mnie nie znają, teraz się tego wstydzą. Ja ich rozumiem, im też jest trudno. Z jednej strony im współczuję, z drugiej mam żal. Ot i takie są relacje między nami.
Był taki okres że miałam kłopoty z pamięcią. Jacku, wpadałem normalnie w panikę. Na zewnątrz starałam się tego nie okazywać, wstydziłam się, ale co się działo w środku… Mój Boże. Wracałam do domu z mokrymi oczyma i starałam się opanować. O tym prawie nikt nie wie.
Pewnie to dobrze, bo miałabym jeszcze mniej znajomych. Później do sklepu chodziłam z listą zakupów, czasami była zapisana tam tylko jedna rzecz. To był bardzo przykry okres w moim życiu. Denerwowałam się, a stres wyładowywałam na najbliższych. Gdybym mówiła jak mi jest ciężko, co myślę, to było by dobrze, pewnie by mnie z czasem zrozumiano. Ale ja się czepiałam o jakiś grymas, o słowo. Że coś nie leży tam powinno. Naprawdę o takie głupoty. Przez to straciłam męża, nie miał dość siły. Zabrał ze sobą naszego czteroletniego synka, który obserwując mnie nie wiedział o co tu chodzi. Wyjechali gdzieś za granicę i nie mam z nimi żadnego kontaktu. Nawet nie wiem gdzie są. Bardzo tęsknię za synem, bardzo mi go brakuje.
                    Po policzku popłynęły jej łzy i przerwała na chwilę opowieść. Jacek nie miał odwagi by coś powiedzieć, więc milcząc szli dalej. Wyszli z cienia lasu i poszli skrajem polany. Słońce świeciło i od razu zrobiło się im ciepło. Zdjęli lekkie kurtki które mieli na sobie i zawiązując rękawy obwiązali się w pasie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz