Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 11 grudnia 2011

37.

- Może jutro z rana zatelefonował bym do jej stryja? Przygotowali by co trzeba i tylko później bym to zabrał … Nie spodziewają się że ktoś wpadnie od Joanny. Macie książkę telefoniczną?
                    - Jest, ale też i my mamy jego numer. Sięgnęła po kajecik. Oto on. Wymieniliśmy się jak u nas nocował.
                    - To świetnie. A może dziś bym zadzwonił. Nie za późno?. Która godzina?
                    - Wydaje mi się że już za późno. Zadzwonisz jutro jak wstaniesz. Przecież nie ma pośpiechu. – powiedziała i wstała zrobić herbatę i przynieść ciasto.
                    - Też racja. A co nowego w Czarnych Olchach? Zmieniło się coś? Jacek zwrócił się do ojca.
                    - Otworzyli w końcu ten supermarket koło warsztatu Zenka, a i powstał nowy zakład krawiecki. Zatrudnili 50 osób. Pracuje tam Miśka, siostra Laury, i jej kuzynka. Stróżem jest nasz Jędrzej. Mają sporo zamówień i nieźle płacą.
                    - Rozwija się miasteczko. A szkoła naprawili dach?
                    - Już kończą. Zostało tylko założyć rynny i obrobić kominy.
                    - A  co tam w stolarni? Przepracowałem tam parę ładnych lat.
- Dobrze, mają zamówienia. Ta firma zawsze będzie dobrze prosperować. Pamiętasz Konrada, majstra? Już nie żyje.
- A co mu się stało, przecież nie był stary? Widziałem go ostatnio u fryzjera, pogadaliśmy, był zdrowy. Narzekał tylko na syna, że mu odbiło i nie może się z nim dogadać. Zresztą nigdy chyba nie mogli się dogadać. Jak matka jego zmarła, to stracił z nim zupełnie kontakt. Mieszkali razem, ale był jak obcy. Chciał gdzieś wyjechać, ale nie miał żadnego planu. Chciał tylko by mu dać pieniądze na wyjazd.
- No właśnie, chyba o to poszło. Jak wyjechałeś, nie było go w pracy kilka dni. Rodzina zaczęła się martwić. Wezwali policję, musieli wyważyć drzwi. Jego pokój był zamknięty. Jak go otworzyli, cala ściana przy łóżku była we krwi. Wiedzieli że coś się musiało stać. Najpierw nie mogli nikogo znaleźć. Potem otworzyli drzwi na taras. Stała tam duża, ciężka torba. Znaleźli w tej torbie poćwiartowane jego zwłoki.
- Boże drogi…
- Zaraz policja wydała list gończy za synem. Znaleźli go gdzieś przy granicy. Przyznał się i zamknęli go w psychiatryku na obserwacji. Podobno zupełnie mu odbiło.  Nie wiem co i jak, ale powiesił się tam. Sprawiedliwości stało się zadość i nikt z rodziny nie dochodził jak to mogło się stać.
- A był takim miłym człowiekiem, takim zawsze uczynnym. Szkoda go. A to nie przyjemna nowina.
- Wszyscy co ich znali byli zszokowani. Tylko o tym się rozmawiało
Powiedziała mama stawiając na stole ciasto i herbatę w dzbanku. Podała do tego  filiżanki i talerzyki. Potem usiadła
- Się nie dziwię, o takich historiach czyta się w gazecie, ale żeby spotkało to akurat tego kogo się zna. To się wydaje nieprawdopodobne. Szok, naprawdę szok. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz