36.
- A wiesz że myśmy go niedawno poznali? Zepsuł mu się Jeep. Akurat byliśmy w pobliżu. Bardzo sympatyczny człowiek. Załatwiliśmy mu naprawę w warsztacie u Zenka, a że trzeba było poczekać do rana, zaprosiliśmy go do siebie. Wspominał o niej i doszliśmy że mieszkacie po sąsiedzku. Podobno jest chora na SM i wiele przeszła. Podobno mąż ją rzucił?
- Rzucił ją i zabrał ich syna. Potem się gdzieś ulotnił. Łatwo jest krzywdzić kogoś kto nie może się bronić.
- Ma dziecko nie wiedzieliśmy.
- Teraz już doszła do siebie po tej chorobie, już wszystko w porządku, no mniej więcej. To paskudna choroba. Jest słaba, trochę kuleje i mówi że trochę wolniej rozmawia. Ale ja tego nie widzę. Szukała i męża i syna, ale nikt nic nie wie, albo nie chce powiedzieć. Nie wiem, nie podoba mi się to wszystko. Rodzina męża ją olewa, a wina jej tylko taka że zachorowała.
- Tacy są ludzie, jak wszystko w porządku, to są przyjaciele znajomi, a jak tylko źle to pustka dookoła.
- A jak dobrze i bogato to też tylko fałszywi ludzie dookoła. Jak hieny. – wtrącił ojciec i zajął się pustymi kieliszkami.
-Może trochę przesadzasz, kochanie, ale jesteś blisko, niestety… powiedz mi co cię tym razem sprowadza? – zwróciła się do syna.
- Nic specjalnego. Chcę zrobić zakupy jak zwykle. Jutro pójdę do sklepu złożyć zamówienie. Chcę sprzedać skóry. Przez to że pies wpadł w sidła, przestałem już zajmować się tym traperstwem. Sumienie we mnie się odezwało. – uśmiechną się.
- Poza tym chcę wpaść do Joanny stryja. Prosiła mnie o to, no i zrobić jej też zakupy. Poza tym jak zwykle, bank, cmentarz. Zabawię tu kilka dni.
- No to za spotkanie, ojciec wzniósł toast.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz