Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 13 grudnia 2011

39.

          Nazajutrz obudziło go krzątanie się mamy po domu. Przestawianie sprzętów, stuk naczyń. Głowę miał jakby trochę ciężką, ale po odświeżeniu, ogoleniu i po wypiciu kubka aromatycznej kawy, wszystko wróciło do normy. Śniadanie zjedli wspólnie przy kuchennym przy stole. Mama usmażyła jajecznicę, ze specjalnego rodzinnego przepisu z dodatkowymi przyprawami. Zjedli wszystko z wielkim apetytem. Później Jacek zadzwonił do stryja Joanny. Po wytłumaczeniu kto i z jakiego powodu dzwoni, umówili się na jutrzejsze popołudnie w Pogórzu. Później rozmawiając wyszli z ojcem, zaprząc konia do wozu. Doszli do wniosku, że po co ma jeździć po mieście niewygodnym wozem jak może pojechać załatwić sprawy bryczką ojca. Jacek przeładował skóry z wozu na bryczkę i pomachawszy rodzicom na pożegnanie, pojechał za miasto, do garbarni sprzedać skory.  Rusłana zostawił w domu z rodzicami. Bo przy załatwianiu spraw tylko by mu zawadzał.
                    Był ciepły słoneczny poranek. Może już nie taki wczesny, bo było już dobrze po dziewiątej, ale czasu miał dość i wcale nie musiał się dziś śpieszyć.  Wolno przejechał przez centrum miasta, rozglądając się na boki. Ukłonił się kilka razy znajomym matronom, które zaraz gdy tylko znikł za zakrętem dokładnie oplotkowały jego i całą rodzinę. Wiedział o tym i jakimi są plotkarami, ale odnosił się do tego obojętnie.  Pomachał do kolegi z pracy i zatrzymał się przy rodzinie znajomego farmera by okazać im swoje  uszanowanie i zamienić kilka słów.
                    Miasto od ostatniej wizyty się nie zmieniło, ale gdy przejeżdżał koło nowego marketu, zauważył że poszerzyli i dobudowali kawał nowej drogi. Zrobili duży plac z parkingami i zamierzają chyba zrobić w pobliżu stację benzynową. Zauważył tam duże metalowe pojemniki, podobne do tych które zakopuje się na stacjach. Uśmiechną się i pomyślał, będzie konkurencja.
Stamtąd już miał niedaleko do garbarni. Niedaleko wejścia do fabryczki mieściło się biuro i skup skór. Podjechał tam i od razu zaniósł skóry do środka. Skóry były fachowo zdjęte, zasolone i wysuszone, więc dostał za nie przyzwoitą cenę.  Wziął gotówkę, bo i tak wybierał się do banku i sklepu, by złożyć zamówienie.
                    W banku trochę musiał poczekać, ale w wkrótce zaproszono go pokoiku gdzie mógł porozmawiać o stanie swych finansów i funduszach. W sumie to nic się nic nie zmieniło. Nic nie stracił, a nawet trochę zarobił. Zapłacił kilka zaległych rachunków, wdał kilka dyspozycji i zadowolony wyszedł z banku. Przejechał kilka przecznic i złożył zamówienie w sklepie. Właściwie to nie był sklep. Można tam było robić zakupy normalne i w ilościach hurtowych. Robili tam zakupy drobni sklepikarze i fermerzy którzy mogli kupić, zboże, nawozy, pasze, ale także konserwy i różne produkty spożywcze, od razu w kartonach lub workach w ilościach hurtowych. Jeśli czegoś nie było, mogli złożyć zamówienie. A jak nie było transportu, firma przywoziła wszystko sama do domu. To było bardzo dobre rozwiązanie dla Jacka. W jednym miejscu mógł kupić wszystkie potrzebne mu produkty. Nawet gdyby potrzebował pieca, taczki, czy nawet przyczepy.  

3 komentarze:

  1. CZYTAM TWOJE OPOWIEŚCI I HISTORIE ...INTERESUJE MNIE TO ...NA PEWNO NAPISAŁBYŚ FAJNĄ POWIEŚC ...JA PRZECZYTAŁA BYM I PEWNIE NIE TYLKO JA Z PRZYJEMNOŚCIĄ !!!! POWODZENIA !!! POZDRAWIAM :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Mówi mi sporo osób że pisanie mi wychodzi. ;-D
    Tylko pisanie opowiadania, jest dla mnie olbrzymim wyzwaniem. Pisząc nie widzę błędów, dopiero po kilku dniach, tygodniach, zastanawiam się czytając ponownie... Jak ja mogłem klepnąć taką gafę... ;-D

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj! wielcy ludzie ,pisarze też tak mieli..mają, poradzisz sobie z tym ...z czasem ,pomyśl i zacznij pisac !POWODZENIA ŻYCZĘ CAŁYM SERCEM :))

    OdpowiedzUsuń