Łączna liczba wyświetleń

środa, 14 grudnia 2011

40.

          Udał się od razu do pokoju gdzie składano zamówienia. Swobodnie nie śpiesząc się, zamawiał wszystko co było mu i Joannie potrzebne do życia w puszczy. Po wszystkim wpłacił zaliczkę, omówili formę zapłaty i odbiór produktów. Śmiejąc się i żartując, pożegnał się serdecznie z ekspedientem, który wyszedł za nim aż z pokoju. Dlatego lubił tu robić zakupy. Dowartościowywał się i czuł tu swobodnie. Traktowano wszystkich serdecznie i potrafiono doradzić w razie potrzeby.
W pobliżu była mała kwiaciarnia, to w niej zawsze kupował kwiaty gdy udawał się na cmentarz. Przeszedł tam spacerkiem. Jak zwykle kupił dwie białe wiązanki z lilii na grób swoich kobiet, oraz na grób dziadków. Wychodząc kupił także okazałe znicze. Z tymi zakupami  już mógł się udać na drugi koniec miasta, gdzie znajdował się przy kościele, malowniczy leśny cmentarz.
Jechał obrzeżami. Lubił tą trasę. Przypominały mu one dzieciństwo i wiosenne wyprawy z kolegami do odległych wtedy, rozlewisk. Brodzili tam w gumowcach po kałużach. Robili tratwy i udawali że płyną na dalekie wyprawy. Znał tu każdy zaułek, każdy otwór w ziemi. Wiedział jak wygląda każde z tych miejsc, latem czy zimą. Spędzali tu bardzo wiele czasu, świetnie się bawiąc w swoim towarzystwie. Potem już więksi, łapali w bagiennych rozlewiskach miętusy, karasie, a nawet bagienne raki. Teraz te obszary zmeliorowano i wysuszono, tworząc miejsce pod rozwijające się  ciągle miasto.
Ruch nie był tu duży. Było spokojnie i sielsko. Teren już się lekko wznosił i za zakrętem, za osiedlem domków, ujrzał wierzę kościółka. Ten widok przypomniał mu ciągle świeży w pamięci pogrzeb swoich najbliższych. Ciała Laury i Leny, z kostnicy, przewieziono do domu pogrzebowego. Tam je umalowano, przypudrowano i ułożono do trumien. Wtedy dopiero pozwolono mu się z nimi pożegnać. Wyglądały jak żywe, tylko otoczenie i ich nieruchome ciała przypominały że odeszły na zawsze. Nie opuścił ich aż do dnia pogrzebu. Czuwał przy trumnach i wspominał każdą chwilę spędzoną razem. Był wtedy jak w transie. Nie, nie płakał, wszystkie uczucia tłumił głęboko w sobie. Patrzył przed siebie tępo, nie odzywając się do nikogo.
Rodzina wszystko z niego załatwiała, sam nie miał siły. Drugiego dnia, przewieziono je do kościółka w odkrytych trumnach. Tam przez trzy godziny były wystawione na widok publiczny i każdy mógł się z nimi tam pożegnać. Ściągnęły tam wtedy tłumy ludzi. Kościół nie mógł wszystkich pomieścić, a i na dworze stało wielu ludzi. Msza była bardzo uroczysta, a po kazaniu i słowie końcowym proboszcza, wszyscy mieli łzy w oczach.
Wzruszyli się wszyscy, rodzina i zupełnie obcy ludzie. Ci co je znali i ci co tylko słyszeli o ich tragicznej śmierci. Na koniec trumny zamknięto i zabito gwoździami. Ten odgłos głuchy i spotęgowany przez ściany świątyni, nadał pogrzebowi symbolicznego wyrazu. Na barkach znajomych i rodziny, trumny przeniesiono na pobliski cmentarz. Tam w zupełnej ciszy pochowano. Pogoda wówczas była słoneczna i ciepła. Nikt się nie rozchodził. Starsze babki zainicjowały pieśń żałobną i cały tłum zaczął śpiewać. Dopiero po jakiejś pół godzinie tłum zaczął się rozchodzić i zostali tylko najbliżsi.  Ale i oni w końcu się rozeszli do swoich domów. Pod wieczór na zakończenie dnia, rozpadało się i padało całą noc. Wyglądało to tak, jakby cała przyroda płakała i chciała pożegnać przedwcześnie zgasłe życia.
Dojechał i uwiązał konia do belki przy wymurowanym z wielkich głazów płocie. Wziął kwiaty i znicze, wszedł na teren cmentarza. Położony był na lekkim wzniesieniu, rosło na nim kilka rozłożystych drzew o kolorowych liściach i moc strzelistych świerków. Między nimi w rzędach stały pomniki, grobowce, krzyże i rzeźbione anioły. Niektóre groby miały kamienne chodniczki. Większość była zadbana i schludna. Ale kilka nie była odwiedzana od dłuższego czasu. Było też sporo nowych grobów, pokrytych wieńcami.
Szedł pod górkę, główną alejką, przy której na końcu w dróżce na lewo, były groby jego rodziny. Naprzeciw nich stała wygodna ławka z oparciem, skryta pod baldachimem różnokolorowych liści, z pobliskiego drzewa.  Z górki, rozpościerał się widok na cały cmentarz, kolorowy i dostojny. Z zarośli dobiegały różnorodne odgłosy ptaków. Piękny, uroczy, o unikalnym wiejskim klimacie cmentarz. Kochał to miejsce, nigdy nie przyszło mu do głowy że mógłby być pochowany w innym miejscu. Gdy tu bywał ciarki przechodziły mu po plecach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz