Łączna liczba wyświetleń

piątek, 2 grudnia 2011

28.

– Nie wiem, mam bardzo mieszane uczucia gdy myślę o moim mężu. Zostawił mnie samą wtedy gdy go najbardziej potrzebowałam. Ale jednocześnie byłam wtedy najbardziej mu obca i co tu dużo mówić, wredna. Zabrał mi wtedy dziecko, ale czy je wtedy sama nie krzywdziłam? Wiele nocy i dni przepłakałam. Bardzo, bardzo tęsknie za synkiem. Czy mi kiedyś wybaczy, czy pozwoli kiedykolwiek sobie wytłumaczyć co się ze mną działo i dlaczego ich nie szukałam? – Znowu przerwała i szli w milczeniu dłuższą chwilę. Myśli ich gdzieś krążyły. Jedno myślało u swoim synu i utraconym życiu. Drugie o cierpieniu, chorobie i o tym co ludzie odczuwają tracąc najbliższych, w różnych kolejach losu. 
                    – Nigdy nie myślałaś by ich odszukać?
                    – Próbowałam, nawet rozmawiałam się z rodziną męża. Ale nikt nie potrafił, czy nie chciał powiedzieć gdzie są. Prosiłam że gdyby się odezwali, przekazali mu że jest już lepiej i chciała bym się z nimi skontaktować, że bardzo tęsknię.
Myślę że nie chcą dopuścić do kontaktu. Wiem chyba dlaczego, obawiają się powrotu depresji i rzutów choroby. A ja już tyle pracy włożyłam by wrócić do zdrowia. Zaczęłam pracować nad sobą, nie mam depresji. Oprócz  delikatnego plątania się w rozmowie gdy się stresuję i lekkiego potykania, nie widać że choruję. Chodziłam na rehabilitację, dużo spacerowałam nawet pływałam. Ćwiczyłam pamięć ucząc się i rozwiązując krzyżówki. Jestem w sumie pod stałą opieką neurologa i psychiatry. Prawie jest już normalnie. Nie dam rady zatańczyć, chociaż, jakby ktoś umiejętnie poprowadził... – Uśmiechnęła się nieśmiało.  
                    – Wiesz, wygadałam się i jest mi lżej, po prostu mi ulżyło. Z nikim tak o tym nie rozmawiałam, jak z Tobą. Jesteś wspaniałym słuchaczem. – Bo prawię frazesy i komplementy? Wiesz, naprawdę przyjemnie mi się z tobą spędza czas i uważam że nic takiego nie zrobiłem. Ale, jeśli pomogłem Ci tylko swoją obecnością, jest mi niezwykle miło. Fajnie mi jest tak z tobą spacerować, słuchać twoich myśli. Jesteś wspaniałym kompanem. – Joanna spojrzała na Jacka. – Nie uważasz że już zrobiło się za słodko?
–Zaśmieli się obydwoje. Przeszli milcząc spory kawałek. Pierwsza odezwała się Joanna.
– Ślicznie prawda? Kocham jesień, słońce i lenistwo.
– I słodkie towarzystwo.  – Śmieli się już obydwoje zaraźliwie. Nawet Rusłan stanął i przyglądał się im z zaciekawieniem.
– Co im się stało? – Pewnie myślał – dlaczego tak hałasują? Zachowują się jakby flirtowali ze sobą. Chyba podbiegnę i ich poliżę. Podbiegł, stanął przed nimi na tylnych łapach i zaczął lizać po ich dłoniach, twarzy. A oni śmiejąc się, bronili się przed jego poufałościami, żartowali i udawali że go odpychają. Ale to przynosiło odwrotny skutek. Rozbiegli się i Rusłan biegał od jednego do drugiego piszcząc, skacząc i liżąc bezkarnie. Zaczęli się tarzać w trawie, udając z nim zapasy, siłując się i bawiąc się bez skrępowania. Tak się bawili aż zabrakło im tchu. Pies widząc, że już mają dość, a jego jeszcze rozsadza energia. Zaczął latać po polanie i udawać że czegoś szuka. Ogon przy tym latał mu w obie strony tak szybko, że sprawiał wrażenie wachlarza.  
                    Joanna i Jacek leżąc obok siebie, chwycili się za ręce i ciężko dysząc, patrzyli w niebo. Na stada ptaków odbywających próbę generalną przed odlotem na zimę i na płynące chmury, rozrywające się zanikające i tworzące różne kształty. Zaczęli je nazywać i wymyślać do czego są podobne. Śmiejąc się przy tymi przekomarzając. W takim to romantycznym nastroju mijał im czas, aż obydwoje poczuli że są głodni. Pomału zaczęli się zbierać. Gwiżdżąc na Rusłana udali się w kierunku domu.
                   
                                                                                                  ***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz