34.
Gdy skręcił w drogę prowadzącą do miasta, las zaczął ustępować miejsca polom, łąkom, oraz pastwiskom z pasącym się bydłem. Grunty obsiane były kukurydzą i zbożem. Kukurydza jeszcze rosła, ale po zbożach pozostały już tylko ścierniska z leżącymi na nich wielkimi balami słomy.
To była olbrzymia równina, z nielicznymi pagórkami i rzadkimi wysepkami drzew. Stały tam nieliczne budynki farmerów, poogradzane drewnianymi płotami. Rozległe pastwiska dzieliły ploty z drutu kolczastego. W głębi po prawej stronie majaczyło duże skupisko parterowych i kilkupiętrowych domów. To do nich prowadziła szeroka żwirowa dopasowująca się do ogrodzeń droga. Na polach widać było nieliczne maszyny rolnicze i kilku farmerów na koniach. Drogą jechał pickup wzniecając za sobą kurz.
Był już u kresu drogi i słońce zaczęło zbliżać się do widnokręgu, gdy dojeżdżał do opłotków miasteczka. Chciał zmyć z siebie kurz i trud podróży, skierował się więc nie ociągając na drugi koniec miasta gdzie na skraju mieszkała jego rodzina. Rusłan jakby trochę przestraszony biegł blisko wozu i ani na krok się od niego nie oddalał. Mijali najpierw domy o zwięzłej zabudowie, potem zaczęły się pojawiać domki z ogródkami. Niektóre były skromne, ale czasami pojawiały się duże zadbane z sadem lub dużym parkiem. W jednym z takich domów mieszkali jego rodzice. Zajechał pod dom i zsiadł z wozu. Nie zdążył wejść po schodach do domu, gdy w drzwiach przywitała go zaskoczona matka. Przywitali się i ucałowali serdecznie. Za chwilę dołączył do nich ojciec. Po kilku zdawkowych słowach na ganku, pomógł Jackowi rozprząc konia i zaprowadzilć do stajni. Nikt z niej nie korzystał, tylko teraz czasami Jacek. Dali koniowi jeść, napoili i poszli z nieodstępującym ich na krok psem, do domu. Tam Jacek postanowił się najpierw odświeżyć. Udał się pod prysznic i prychając, oraz nucąc pod nosem piosenkę, oddał się orzeźwiającej kąpieli.
Potem pachnący i świeży, wszedł do salonu gdzie już czekali na niego z posiłkiem rodzice.
To była olbrzymia równina, z nielicznymi pagórkami i rzadkimi wysepkami drzew. Stały tam nieliczne budynki farmerów, poogradzane drewnianymi płotami. Rozległe pastwiska dzieliły ploty z drutu kolczastego. W głębi po prawej stronie majaczyło duże skupisko parterowych i kilkupiętrowych domów. To do nich prowadziła szeroka żwirowa dopasowująca się do ogrodzeń droga. Na polach widać było nieliczne maszyny rolnicze i kilku farmerów na koniach. Drogą jechał pickup wzniecając za sobą kurz.
Był już u kresu drogi i słońce zaczęło zbliżać się do widnokręgu, gdy dojeżdżał do opłotków miasteczka. Chciał zmyć z siebie kurz i trud podróży, skierował się więc nie ociągając na drugi koniec miasta gdzie na skraju mieszkała jego rodzina. Rusłan jakby trochę przestraszony biegł blisko wozu i ani na krok się od niego nie oddalał. Mijali najpierw domy o zwięzłej zabudowie, potem zaczęły się pojawiać domki z ogródkami. Niektóre były skromne, ale czasami pojawiały się duże zadbane z sadem lub dużym parkiem. W jednym z takich domów mieszkali jego rodzice. Zajechał pod dom i zsiadł z wozu. Nie zdążył wejść po schodach do domu, gdy w drzwiach przywitała go zaskoczona matka. Przywitali się i ucałowali serdecznie. Za chwilę dołączył do nich ojciec. Po kilku zdawkowych słowach na ganku, pomógł Jackowi rozprząc konia i zaprowadzilć do stajni. Nikt z niej nie korzystał, tylko teraz czasami Jacek. Dali koniowi jeść, napoili i poszli z nieodstępującym ich na krok psem, do domu. Tam Jacek postanowił się najpierw odświeżyć. Udał się pod prysznic i prychając, oraz nucąc pod nosem piosenkę, oddał się orzeźwiającej kąpieli.
Potem pachnący i świeży, wszedł do salonu gdzie już czekali na niego z posiłkiem rodzice.
***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz