Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 13 marca 2012

109.



Dom Stryja przezimował bez jakiegokolwiek uszczerbku. Był zbudowany z tak solidnych materiałów, że nawet takie opady śniegu jak w tym roku, w najmniejszym stopniu nie wpłynęły na jego konstrukcję. Na podwórku było kilka wysychających kałuż. Słońce chodziło jeszcze nisko po niebie i gdyby nie to, że często skrywało się za wysokimi drzewami, było by tu naprawdę ciepło i przyjemnie. Na twarzy Joanny zagościł uśmiech ulgi i wspomnienie, spędzonych tu miłych chwil.  
Weszli do domu. Tu też nic się nie zmieniło. Tak jak widzieli go ostatnio, takim pozostał. Panował tu jednak chłód, chłodne wspomnienie zimy.
- Wiesz co, chyba trzeba napalić piecu i rozgrzać oraz wysuszyć cały dom. Idę przyniosę rozpałkę i kilka szczap drewna do pieca.
- A ja otworzę okna i przewietrzę, wpuszczę tu trochę świeżego powietrza.  
Jacek wyszedł, a Joanna zajęła się wprowadzaniem tego planu w życie. Otworzyła okna, wytrzepała i napowietrzyła puchową pościel. Rozwiesiła na dworze ubrania które tu zimowały. Zaraz wrócił Jacek i rozpalił w piecu. Pomału wszystko się nagrzewało. pomimo uchylonych okien.
- To co, kawka? – zapytała Joanna.
- Może być, a do niej i nawet jakaś kanapka. – odpowiedział uśmiechając się Jacek
- OK. Ty wynosisz stolik i krzesełka na dwór, bo szkoda marnować dnia by w taką pogodę siedzieć w domu, a ja zajmę się resztą.
- Według rozkazu Madame. – Jacek machnął ręką przy głowie.
Chwila i wszystko było na miejscu. Jacek usiadł wygodnie na krzesełku i pogwizdując czekał na Joannę. Za chwilę usłyszał:
- Przetrzyj z kurzu!
Rad nie rad wstał i wrócił do kuchni po ścierkę.
                    - Nawet nie dasz człowiekowi w spokoju posiedzieć.
                    - Bo ten człowiek zaraz usiądzie na czystym i razem ze mną, przy kawie. Przetrzyj wszystko ja już zaraz idę.
                    - Tak jest! Zasalutował.
Po kilku minutach, Joanna pojawiła się z tacą w drzwiach domu. Wuala… Już jestem. Jacek wstał, pomógł jej z nakryciem stołu i jak dżentelmen przytrzymał krzesełko gdy siadała.
                    - Czasami jesteś taki słodki…
                    - Czasami?
                    - No kochanie, musisz przyznać, że nie zawsze…
                    - Taaak… A więc smacznego. Ależ kawa pachnie…
                    - Smacznego. Acha, Jacku, skocz jeszcze do kuchni tam na stole zostawiłam jeszcze szkło.
Jacek się podniósł i poszedł do kuchni. Za chwilę usłyszała jego głos.
- A cóż to za okazja? - Pojawił się w drzwiach z butelką wina i szklaneczkami.
- A taka, że jestem bardzo szczęśliwa i chcę się napić z moim lubym.
- Czasami jesteś taka słodka… Zaśmiał się, ciesząc, że mógł tak szybko zripostować jej słowa. Pochylił się nad nią i pocałował w czoło. - Dziękuję. – Powiedział i napełnił kieliszki.
- Wypijmy za spełnienie naszych marzeń! – upili po łyku zimnego, białego wina.
                   
*** 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz