Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 21 maja 2013

            


199. CD.

Po wyjściu ze szpitala Janusz bardzo szybko zaczął normalnie funkcjonować. Pełen optymizmu, uzgodnił w firmie, że wróci do pracy dopiero zimą i dostał, bez żadnych problemów,  pełen należny mu z powodu pobytu w szpitalu, pakiet socjalny. Pod koniec lata, poczuł się na tyle dobrze, że pojechali z Marysią do pracy w Niemczech.

Zaczęli odrabiać straty finansowe i oszczędzać. Poczuli się pewniej, spojrzeli w przyszłość bardziej optymistycznie… Jednak los zadbał, by nie trwało to długo.  Optymizm pomału wietrzał, a zastępowała go depresja.

Ludzie, z którymi w poprzednich latach pracowało mu się wspaniale, zaczęli mu bez powodu działać na nerwy i przeszkadzać. Zaczęto go unikać, patrzeć podejrzliwie, nawet czasem wrogo. To z kolei powodowało u niego większe zdenerwowanie, stres, a z czasem nawet myśli samobójcze. Zaczęła się nakręcać spirala następstw… 

Marysia, musiała poinformować niektórych pracowników, oprócz niemieckiego szefa! Że Janusz zachorował na SM i takie zachowanie jest  spowodowane chorobą. Z czasem mu to przejdzie, to naturalne przy tej chorobie… Tylko że…

Też naturalnym zachowaniem ludzi jest unikanie problemów. Zaczęto odsuwać się od Janusza. Towarzysko uśmiercać. Marysia, wbrew naturalnym instynktom,  bardzo go wtedy, wspierała. Był nie do wytrzymania, wredny i chamski. W głowie mu się odgrywały, wymyślone, niestworzone historie.   Udało im się jakoś przebrnąć, przez te kilka tygodni pracy w Niemczech. Zarobili trochę kasy, zły nastrój nie utrzymywał się bez przerwy.

Miał wahania nastroju, od radości po smutek i złość. Raz twierdził, że życie jest piękne, że ma szczęście do dobrych ludzi. A za kilka godzin, że życie jest bez sensu, że nie warto żyć, wszyscy robią mu na złość. Czepiał się dzieci, złościł. Atmosfera w domu robiła się nie do wytrzymania. Zaczęto mu sugerować by szedł się leczyć, a to jeszcze bardziej go złościło.  No bo…
To przecież on zachowuje się normalnie, a inni robią mu na złość i się czepiają czort wie czego... Wiele miesięcy musiało minąć, zanim zrozumiał, że to w jego głowie tkwi problem. Że to jego psychika nie może sobie  poradzić z problemami i z SM-em. To ona rujnuje mu umysł i dotychczasowe aktywne życie. W opisie szpitalnego rezonansu stało jak byk - liczne zmiany demilizacyjne w mózgu, a najwięcej w płacie czołowym odpowiedzialnym za zachowanie i uczucia. …Owszem, bywały też i dobre chwile. Ale tych złych było na tyle dużo, by zaczęły burzyć wszystko co do tej pory razem zbudowali. Coś z tym trzeba było zrobić…

***
To był okres również i rzutów choroby i szpitala. Terapie sterydowe i tycie. I taki czas, w  którym zaczął mieć poważne problemy z równowagą i pamięcią. Chodził tylko  osiedlowymi chodnikami, bo tam go znano i wiedziano że zatacza się chory człowiek a nie menel. Chodząc do sklepu, wywracał się na schodach, potykał na chodniku.  Zapominał, jakie zakupy chciał zrobić. Robił listę, czasami składającą się tylko z dwóch  punktów.

To było męczące i nie do wytrzymania. Nie mógł zaakceptować takiego stanu, postanowił  spróbować  z tym walczyć. Zaczął ćwiczyć pamięć ucząc się języka, najpierw niemieckiego, później angielskiego. Uczył się obsługi komputera, a potem na kursach z Urzędu Pracy, programów tekstowych i graficznych. Postanowił pisać swoje wspomnienia, stworzyć drzewo genealogiczne i napisać opowiadanie. Zaczęło to przynosić efekty. Pomału wszystko zaczęło wracać do równowagi. 

Teraz, pamiętając o tych stresujących niepowodzeniach, musi systematycznie ćwiczyć umysł i mięśnie. Bo jak tylko sobie pofolguje taki stan zaczyna wracać. Gorzej chodzi, zaczyna znowu zapominać. Nie może się już przemęczać, denerwować, musi się pilnować i uważać… 

W tym całym chorowaniu ma jednak szczęście. Odnaleźli go lekarze ze szpitala i zaproponowali mu udział w programie. Od dziesięciu lat dostaje kroplówkę z lekiem na SM i jest pod ciągłą kontrolą lekarską.     
Walka z depresją...  Tak, pora już opisać trwającą równolegle z jego SM-em depresję. To jest okres kilku lat, którego Janusz się najbardziej wstydzi… Wtedy nie był sobą… Stał się pasażerem autobusu, jadącego prosto w kierunku autodestrukcji…   
***
W okresie gdy Janusza dopadały dłuższe stany depresji. W chwilach nagromadzenia się  dużej ilości negatywnej energii. Odzyskiwał świadomość, czół potrzebę odpoczynku i wyjeżdżał na kilka dni z Białegostoku do Lesanki. Do jego pustego teraz, rodzinnego domu na wsi.

To był prowizoryczny sposób do nabycia dystansu, uspokojenia się i przemyśleń. Stamtąd pisał listy do Marysi z wyjaśnieniami, próbami porozumienia, zrozumienia siebie i tej całej przerastającej ich sytuacji. Zdawał sobie sprawę, że ma depresję i nerwicę. Starał się ten cały gnębiący go niepokój wyrazić w listach. Próbował pisząc, zrozumieć sam siebie i wytłumaczyć innym co czuje. Bał się że traci grunt pod nogami, że musi coś zrobić, bo straci rodzinę.

Poprawiało się na jakiś czas i działało kilka dni, czasem tygodni. Zauważył, że to co usiłuje zrobić, to za mało, Nie daje efektu o jakim myślał… Zaczął szukać pomocy… Nie wiedział jeszcze wtedy, że to był już pierwszy duży sukces w walce z depresją... -Szukał pomocy! - Profesjonalnej, fachowej, uzdrawiającej tą, coraz bardziej gęstniejącą, atmosferę w rodzinie.                                                           

***

CDN.


  Mam kłopoty z Internetem. Jak ktoś uważnie obserwuje, to zobaczy że posty są nierównomierne, to zależy od sieci…  Może mnie nie być kilka nawet dni. Nie wiem czy to łącze, czy karta sieciowa, karta ViFi, u mnie, czy może coś jeszcze innego. Robię pełną diagnostykę i zobaczymy… Jak zamilknę, to będziecie wiedzieli dlaczego… ;-* 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz