Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 27 maja 2013

               202. CD.
Większość tego co udało im się zaoszczędzić, pochodziło z ich pracy w Niemczech. W czasie gdy pracowali za granicą, dziećmi zajmowała się Janusza mama. Wszyscy troje zdawali sobie sprawę, że dobre samopoczucie Janusza nie będzie trwało długo. Że potrzebne są zmiany…   
Praca w gospodarstwie jest stresująca i ciężka. Sytuacja w kraju jest niepewna. Dzieci rosną i trzeba je będzie wykształcić…  
Zaczęli zliczać wszystkie koszty. Zagłębili się w nie, szukając najlepszego rozwiązania. Wniosek z tego był jeden, musieli przenieść się do miasta. Wszystkie koszty kształcenia dzieci w mieście, dojazdy, stracony czas, pokryją się z zakupem mieszkania. O komforcie rodziny i warunkami leczenia SM-u nie wspomnę.   
Zaczęli od poważnej rozmowy z dziećmi. Wspomnieli o przeprowadzce, przygotowywali je na zmianę otoczenia, możliwości utracenia dotychczasowych kontaktów.
Wielkiego sojusznika i olbrzymie wsparcie otrzymali od jego mamy.
Kupili mieszkanie w centrum, niedaleko szpitala.  
Budowa trwała trzy lata i spłata rat była rozłożona na ten  okres. Jakimś cudem udawało im się regularnie te raty płacić i w końcu się przenieść.  
To był bardzo trudny, ciężki i nerwowy okres w ich życiu. Janusz stracił pracę u Kaźmierczaka, niemiecki ogrodnik też już nie chciał ich zaprosić do pracy. Potrzebowali pieniędzy na spłatę kredytów, podłogi, wykończenie łazienek, na meble. A tu znowu kłody pod nogami…  
Pomalutku, w ciemniści zaczęło się im jednak ukazywać nikłe światełko w tunelu. 
Marysia  znalazła wcześniej kilka kroków od domu pracę w szkole. Janusz pojechał do Holandii szukać pracy i ją znalazł. W kraju też nie siedział w domu. Pracował we wspólnocie mieszkaniowej, zajmował się ogrodami na posesjach, pracował w pralni chemicznej…
Jednak najwięcej satysfakcji dało mu znalezienie tej pracy za granicą.  
Gdy już stracił całą nadzieję, za ostatnie pieniądze w kieszeni, pojechał do pieczarkarni, którą zwiedzali z Marysią podczas kursu pieczarkarskiego w Horst.
Znalazł człowieka, który ich wówczas oprowadzał. Telefonicznie umówił się z nim na spotkanie w pensjonacie, w którym zamieszkał. Po niemiecku przedstawił siebie, zachwalał swoje zalety jako wykwalifikowanego pracownika pracującego od dzieciństwa w pieczarkarni i... Udało się…  
Jego przyszły szef zdecydował, że powinni pojechać do Niemiec, gdzie była filia firmy,  i zobaczyć czy da się coś zrobić w tamtejszym „Arbeitsamt -cie”. W urzędzie złożyli potrzebne  dokumenty, odbyli rozmowę. No i Janusz w przyszłym roku mógł pojechać do wymarzonej pracy.
Wracał do domu jak na skrzydłach, radosny i pewny jutrzejszego dnia. Śpiewał w drodze, cieszył się. Natychmiast chciał podzielić się z Marysią tą radosną wiadomością… Wiedział, że nareszcie zła passa została pokonana.
CDN…          
***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz