Łączna liczba wyświetleń

środa, 22 maja 2013

                200. CD.
Chodził po całym mieście szukając instytucji, która by mu pomogła. Jednak nie tak łatwo znaleźć kogoś, kto by poświęcił czas na bezinteresowną pomoc jemu, nie mówiąc już o pomocy całej rodzinie.
No bo jak  można  komuś  pomóc, gdy ma się ograniczony z góry czas pracy nad pacjentem, do pół godziny? Przecież na tej zasadzie działają prawie wszystkie instytucje. Janusz potrzebował czegoś, co by wyleczyło to chore coś… To, z czym sobie nie może poradzić…
Skomplikowane?…  Tak… Zwłaszcza, gdy nie wie się dokładnie czego szuka...
                                                           ***
Chodził rozmawiał, kombinował. To stało się już trochę jego nawet obsesją. W końcu znalazł… Był to - Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie z komórką o nieciekawej nazwie - Centrum Interwencji Kryzysowej.  
To tam wreszcie trafił na kobietę-psychologa,  która zdecydowała się pomóc jemu, żonie, a co za tym idzie, całej rodzinie.  Nie patrząc na zegarek, fachowo wysłuchała i udzielała odpowiedzi na zadane pytania. Pomogła wyciągnąć wnioski, by efektywnie swą zdobytą wiedzą, przyczynić się do usunięcia problemu, z którym się do niej przyszło.
Na pierwszej wizycie był sam. Mówił wiele, o wszystkim co mu leżało mu na sercu. O  chorobie i jej wpływie na niego. O finansowych problemach, nerwach. O jego sukcesach i porażkach. O tym jaki wpływ mają one na niego i całą rodzinę.  
Mówił, że rodzina zaczyna go nienawidzić, że ją traci. Pytał, jak ma postąpić. Jak przezwyciężyć tą chęć unicestwienia.
Jak nie czerpać przyjemności z samoumartwiania? Dlaczego w głowie mu się tworzą te dziwne historie? Jak wrócić do tej atmosfery panującej kiedyś w jego domu, gdy co innego mówi, a co innego robi?...
Dyskutowali tak kilka godzin…
Doszli do wniosku, że należało by porozmawiać z Marysią. Aby psycholog, mogła poznać także i jej punkt widzenia, jej obawy i lęki. Na koniec, powinni porozmawiać we trójkę i spróbować rozwiązać, ten istny węzeł Gordyjski.  
Umówił następną wizytę…
Po kilku dniach poszła Marysia. Mogła tu wyżalić się i opowiedzieć o swoich odczuciach i problemach. O stresie związanym z Janusza chorobą i jego obecnym zachowaniem. Co myśli ona, cała rodzina, a co odczuwają wspólni znajomi.
Potem, po kilku dniach poszli oboje…
Poszli posłuchać kogoś, kto ich wysłuchał i z boku spojrzał na ich zachowanie. Sporo jeszcze czasu rozmawiali, dyskutowali, o odbiorze i wpływie ich różnych decyzji na  życie. O tym, jak potrzebne jest spojrzenie i rada kogoś z zewnątrz.
Zdziwiło ich to, jak dwoje ludzi może patrzyć na problem i widzieć go tak odmiennie…
Wrócili do domu trzymając się już za rękę…
Wniosek jaki wyciągnęli z tej rozmowy był taki. Trzeba ze sobą rozmawiać...
To z takich niedopowiedzeń i różnic rodzą się konflikty które są zupełnie niepotrzebne… Wszystkie problemy można pokonać rozmawiając o nich.
Nie należy się domyślać, co myśli druga osoba, trzeba się nauczyć wymieniać myśli i dyskutować. To trudne, ale można się tego nauczyć.
To sam człowiek stawia podświadomie  takiej rozmowie barierę, myśląc, że przez to straci autorytet.
                                                           ***
CDN…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz