127.
Trochę
trwała, ta chwila wzajemnej czułości. Ta uwolniona, od lat skrywana, presja
wzajemnych rodzicielskich uczuć. Nie
potrzeba było w niej teraz słów. Wszystko mówiły gesty, łzy i na zmianę,
zaszlochane i uśmiechnięte twarze. Wszyscy obserwujący tą scenę, mieli łzy w
oczach, Maria i Włodzimierz nawet pochlipywali i trzymając chusteczki przy
oczach.
Gdy matka i syn
w końcu uwolnili się ze swoich objęć, uścisk zelżał i spojrzeli po obecnych. Nikt nie krył
wzruszenia... Wszyscy wiedzieli dlaczego tyle lat nie mieli kontaktu i dlaczego
właśnie w takiej chwili go odzyskali…
- Moi drodzy. – Powiedział z zapuchniętymi
oczami Karol. – Chyba pora teraz, na wysłuchanie tego co mam wam do
powiedzenia. Wsiądźmy wszyscy przy stole… Proszę…
- Jak wszystkim
już wiadomo, zdecydowałem się na to spotkanie by przede wszystkim przeprosić
Joannę. Przeprosić, że w takim momencie ją zostawiłem, zamiast wspierać… Co
innego myślałem wówczas, a zupełnie inaczej myślę dziś. Jestem zupełnie innym
człowiekiem, wiele zrozumiałem, zupełnie inaczej myślę.
Gdy postawiono
mi diagnozę, najpierw się buntowałem i wypierałem tego co może mi się stać.
Adaś, stał mi
się wtedy i bardzo bliski i bardzo daleki zarazem. Myśli przebiegały szybko od
jednej pełnej poświęcenia i troski o niego, do drugiej, samolubnej, albo pełnej
znieczulenia na otoczenie. Zrozumiałem że była to depresja...
Zdałem sobie
sprawę, dlaczego wtedy, gdy Joanna zachorowała na SM, nie mogłem się z
nią dogadać. Żyliśmy wtedy w dwóch odrębnych światach. Ja okazałem się
samolubnym, pełnym samouwielbienia, bezkrytycznym w stosunku do siebie draniem,
gdy ona przeżywała to, co ja teraz przeżywam.
Podczas
leczenia, operacji i chemii, wiele o tych sprawach myślałem. Po zakończeniu
leczenia i wyjściu ze szpitala, postanowiłem wszystko co spotkało mnie i Joannę
opowiedzieć Adasiowi. Przedstawić mój punkt widzenia i opowiedzieć o żalu jaki
teraz mam do siebie. Zdecydowaliśmy, że musimy się wszyscy spotkać i wszystko
wyjaśnić.
Niestety, tak
jak to bywa, powracając do zdrowia, coraz bardziej odwlekałem tą chwilę. Chociaż
Adaś nalegał, ja szukałem lepszej okazji, momentu do spotkania. Teraz wiem to
był strach, bałem się spotkania i konfrontacji…
Minęło kilka
lat, po reemisji choroby, znowu rak zaatakował. Mam tyle przerzutów i wyniki
tak złe, że lekarze dają mi najwyżej dwa miesiące życia. Przestałem już zwlekać
i odkładać rozmowę na później.
Wiem, że znowu
zawiodłem i przestałem odwlekać to nieszczęsne spotkanie. Po rozmowie z synem
ustaliliśmy termin i treść tego co muszę powiedzieć. No i dlatego właśnie teraz
się spotykamy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz