Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 24 kwietnia 2012

127.

  Trochę trwała, ta chwila wzajemnej czułości. Ta uwolniona, od lat skrywana, presja wzajemnych rodzicielskich  uczuć. Nie potrzeba było w niej teraz słów. Wszystko mówiły gesty, łzy i na zmianę, zaszlochane i uśmiechnięte twarze. Wszyscy obserwujący tą scenę, mieli łzy w oczach, Maria i Włodzimierz nawet pochlipywali i trzymając chusteczki przy oczach.
Gdy matka i syn w końcu uwolnili się ze swoich objęć, uścisk zelżał  i spojrzeli po obecnych. Nikt nie krył wzruszenia... Wszyscy wiedzieli dlaczego tyle lat nie mieli kontaktu i dlaczego właśnie w takiej chwili go odzyskali… 
 - Moi drodzy. – Powiedział z zapuchniętymi oczami Karol. – Chyba pora teraz, na wysłuchanie tego co mam wam do powiedzenia. Wsiądźmy wszyscy przy stole… Proszę…
- Jak wszystkim już wiadomo, zdecydowałem się na to spotkanie by przede wszystkim przeprosić Joannę. Przeprosić, że w takim momencie ją zostawiłem, zamiast wspierać… Co innego myślałem wówczas, a zupełnie inaczej myślę dziś. Jestem zupełnie innym człowiekiem, wiele zrozumiałem, zupełnie inaczej myślę.
Gdy postawiono mi diagnozę, najpierw się buntowałem i wypierałem tego co może mi się stać.
Adaś, stał mi się wtedy i bardzo bliski i bardzo daleki zarazem. Myśli przebiegały szybko od jednej pełnej poświęcenia i troski o niego, do drugiej, samolubnej, albo pełnej znieczulenia na otoczenie. Zrozumiałem że była to depresja...
Zdałem sobie sprawę, dlaczego wtedy, gdy Joanna zachorowała na SM, nie mogłem się z nią dogadać. Żyliśmy wtedy w dwóch odrębnych światach. Ja okazałem się samolubnym, pełnym samouwielbienia, bezkrytycznym w stosunku do siebie draniem, gdy ona przeżywała to, co ja teraz przeżywam.
Podczas leczenia, operacji i chemii, wiele o tych sprawach myślałem. Po zakończeniu leczenia i wyjściu ze szpitala, postanowiłem wszystko co spotkało mnie i Joannę opowiedzieć Adasiowi. Przedstawić mój punkt widzenia i opowiedzieć o żalu jaki teraz mam do siebie. Zdecydowaliśmy, że musimy się wszyscy spotkać i wszystko wyjaśnić.
Niestety, tak jak to bywa, powracając do zdrowia, coraz bardziej odwlekałem tą chwilę. Chociaż Adaś nalegał, ja szukałem lepszej okazji, momentu do spotkania. Teraz wiem to był strach, bałem się spotkania i konfrontacji…
Minęło kilka lat, po reemisji choroby, znowu rak zaatakował. Mam tyle przerzutów i wyniki tak złe, że lekarze dają mi najwyżej dwa miesiące życia. Przestałem już zwlekać i odkładać rozmowę na później.
Wiem, że znowu zawiodłem i przestałem odwlekać to nieszczęsne spotkanie. Po rozmowie z synem ustaliliśmy termin i treść tego co muszę powiedzieć. No i dlatego właśnie teraz się spotykamy...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz