126.
Weszli do przedpokoju,
a z niego do salonu. Wnętrze urządzone było na styl rustykalny. Przy biurku, w
okularach siedział ojciec Karola. Z wysiłkiem podniósł się z krzesła i podszedł
do nich się przywitać. Przy oknie stał Adaś, który wszystko, przez nie
obserwował, a w drzwiach prowadzących do
kuchni, stanęła siwa wyprostowana i pełna godności, mama Karola.
Nie był to
pałac, lecz wnętrze było czyste, zadbane i pełne uroku. Mieszkańcy domu, choć
widać nie bogaci, byli otwarci i życzliwi.
Pierwszy odezwał
się tata Karola.
- Joanna… Jakże
miło Cię widzieć. Świetnie wyglądasz. Sporo lat już się nie widzieliśmy.
Straciłem nadzieję że cię jeszcze zobaczę. Ja też nie czuję się dobrze. Chodź
do mnie córko.
Przytulił ją do
siebie i pocałował w czoło. Widać było że się wzruszył, po policzku zleciała mu
łza. Zreflektował się szybko, otarł ją rękawem i zwrócił się w kierunku Jacka.
- A to chyba pan
Jacek, miło mi poznać. Bratnie dusze, to dobrze, to bardzo dobrze… Niech pan
pozwoli, że przedstawię. Moja kochana żona Maria, a to nasz wnuczek, Adaś, nasz
skarb…
- Dziadku…
- Dziadek Włodek
tak lubi. Trzeba mu wybaczyć, to z miłości… - wtrąciła Maria – Proszę zajmijcie
miejsce przy stole, zaraz podam herbatę, a może ktoś woli kawy? – spytała.
Joanna przez
cały ten czas nie mogła oderwać wzroku od Adasia. Wyrósł, zmężniał, to nie było
już dziecko, to już był nastolatek. Uśmiechała się do niego, ale nie potrafiła
zebrać w sobie tyle odwagi by się odezwać. Niepokoiła się, że może zepsuć tą
chwilę. W głowie miała zamęt, poczucie winy i ekscytację. Myślała tylko, jaki
on duży, przystojny. Co powiedzieć, od czego zacząć… Z kłopotu wybawił ją
Karol.
- Wiem, że to
moja wina, że tak długo się nie widzieliście, ale nie miejcie do mnie pretensji
i złości. Myślałem że robię dobrze. Joanno… Adamie. Trwało to długo, ale ta
chwila w końcu nadeszła….
...
Ze łzami w oczach wpadli
sobie w ramiona…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz