Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 28 października 2012

180.

Gdy dopłynęli do miejsca, Okazało się że była to jedna z tych sztucznie utworzonych wysepek pływających, których początek dały pływające kępki traw. Tą porastały już nawet krzaki. Ale nikt by nie zaryzykował wejścia na jej ażurową powierzchnię.
Jakimś cudem zakotwiczyła ona na podwodnej górce, ale dno na łowisko się nie nadawało. Było za głęboko, a i dno było jakieś takie, ubogie.
- To co - spytał Jacek  - jakieś propozycje?
- Wracamy bliżej brzegu. Tam jest niedaleko i ciekawie wygląda.
- Jacek chwycił za wiosła i wkrótce znaleźli się na miejscu.
- Zarzucić kotwicę kapitanie?
- Owszem, zaczynamy połów marynarzu Adamie.
Adam wręczył Jackowi wędkę, a sam zajął się rzucaniem zanęty w pobliskie zakola.
- Tu będzie dobrze. – Powiedział. - I wziął potem też wędkę do ręki.
Zarzucili i przypatrywali się w swoje nieruchomo tkwiące na powierzchni wody spławiki. Siedzieli tak kilka minut. Aż Adam wreszcie spytał.
- No i co?
W tym właśnie momencie spławik Jacka zaczął podrygiwać i gwałtownie skrył się pod powierzchnią wody. Jacek uniósł gwałtownie kij i zaciął. Poczuł opór, ale to nie była duża sztuka. Wyciągnął ją szybko i bez trudu. Okazało się że była to półkilogramowa płotka.
                                                            ***   


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz