177.
Gdy zaczęli łowić,
słońce dawno już wyszło za widnokrąg. Lekka mgiełka z zakątków jeziora
odleciała na delikatnym zefirku, sprowokowanym przez zmianę temperatur.
Panowała cisza. Od czasu do czasu jakaś ryba wyskoczyła nad powierzchnię wody,
lub zapluskało w pobliskich szuwarach.
- Słyszałeś? – Spytał
cichutko Adasia. – Żerują. To dobrze.
- Pewnie poczuły
naszą zanętę. Ciekawe czy trafiliśmy w ich gusta z tym co założyliśmy na haczyk.
- Zobaczymy. Zresztą
przecież nie ostatni raz tu przyjechaliśmy wędkować. Musimy pouczyć się trochę tego
fachu. Myślę że będzie dobrze. Początkującym szczęście sprzyja.
Zamilkli na chwilę.
Obserwowali spławiki, linię szuwarów. Potem wzrok ich skierował się wyżej, ku pagórkom
i majaczącym w oddali górom. Był to zachwycający widok. Podziwiali go sami, nikogo
w okolicy nie spostrzegli. Byli tylko oni i przyroda.
Nagle, jeden ze spławików,
ten w pobliżu szuwarów zniknął i żyłka szybko zaczęła się naprężać. Adaś ledwo zdążył
chwycić wędkę, złapał ją w ostatniej chwili.
- Mam ją, powiedział
stremowany. Co teraz? – Spytał.
- Podciągnij ją trochę,
trzeba zaciąć rybę. Kołowrotek zaczął trzeszczeć na hamulcu.
- To coś większego.
Kurcze, nie wiem co robić. - Panikował.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz