Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 26 listopada 2012

186.
Bajki płynące z ust dziadka. Oprócz tych czytanych przez Niego z oprawionych w skórę pism wybranych Mickiewicza. Zapamiętane przeze mnie .
O zbierającym wszystkich pełzających i latających po świecie paskudztw.

Dawno, dawno temu, przed wieloma setkami lat. Szedł drogą staruszek z długą białą brodą i młode bezdomne pacholę, które przygarnął idąc przez świat. Pacholę bez przerwy coś do niego gadało, usta mu się nie zamykały, to i droga im się nigdy nie dłużyła.
Staruszek niósł na ramieniu wór. Pękaty, lniany zawiązany na trzy ogromne supły. Ciężki był to wór, i niewygodny, bo staruszkowi nigdy nie wysychały od wysiłku, krople potu na czole. Nigdy nie mówił co niesie, ani gdzie zmierza. Szedł tak i szedł całymi tygodniami, miesiącami, latami.
Postanowieniem młodzieńca było nie pytać dziadka o worek i cel jego podróży. Paplało tylko o sobie i wymyślało niestworzone historie. Jednak ciekawość młodzieńcza w końcu się poddała i zapytał staruszka co też w tym worze niesie.
Zbył go starzec milczeniem i żadnej odpowiedzi nie udzielił. Nic nie powiedział bo nie mógł. Zaprzysiągł milczenie. Była to bowiem kara. Kara od stwórcy, którą otrzymał za uprzykrzanie życia rodzicom.  
Będąc dzieckiem był bardzo niegrzeczny i nieposłuszny. Rodzice przez niego płakali i prosili Boga o jakiś ratunek. Prosili by syn przejrzał na oczy i stał się taki jak jego rówieśnicy. Stwórca zabrał go rodzinie, a gdy przestał się buntować, dał mu zadanie. Miał zebrać do wora wszystkie wstrętne stworzenia, latające i pełzające po świecie.
Wziął więc naburmuszony od Pana ten worek i zaczął wkładać doń wszystkie złapane paskudne stworzenia. Dziwił się bardzo, gdyż ile by do wora ich nie włożył, to wór był zawsze taki sam. Wkładał i wkładał do niego te paskudztwa i normalnie nazbierał by i tysiąc takich worów, ale nie było potrzeby. Z początku dziwiło go to bardzo, z czasem się do tego przyzwyczaił.
Chodząc tak, wiele domów odwiedził i wielu ludzi spotkał. Opowiadał co robi, ale nigdy nie wspomniał dlaczego. Dobrzy ludzie nakarmili go czasem, a i bywało, przenocowali u siebie w domu.
 Dziecko stało się młodzieńcem, potem mężczyzną i starcem. Aż w końcu udało mu się zebrać wszystkie pełzające i latające po świecie paskudztwa. Chciał oddać Stwórcy ten wór, ale gdzie Go szukać? Wyszedł więc na drogę i udał się na poszukiwanie Pana. Szedł tak i szedł, a czas mijał nieubłaganie. Starzec był już bardzo zmęczony. Coraz częściej zatrzymywał się na odpoczynek. Bywało że się i zdrzemną.
Pilnowało go i troszczyło się o niego w tym czasie pachole. Pewnego razu z nudów, postanowił zajrzeć do wora. Tak z ciekawości. Nigdy nie widział by coś się w nim coś ruszało. A może to co było pozdychało? Odwiązał pierwszy węzeł, nic. Odwiązał drugi węzeł, nic. Odwiązał trzeci węzeł… I jak tu nie runą naraz, te wszystkie paskudztwa złapane przez starca przez dziesięciolecia. Nie zwracały na nic uwagi, tylko szybko uciekały byle dalej i dalej. I znowu świat zaroił się od różnego rodzaju wszy, robaków i różnych paskudztw.
Pacholę stało jak wryte. Nie spodziewało się takiego efektu i natychmiast zaczął żałować swego czynu. Przekonał się że te plotki które słyszał, okazały się prawdą. Z obawą spojrzał w kierunku gdzie ostatnio widział starca. Tak, już nie spał. Stał jak wryty, a twarz robiła mu się na zmianę, to czerwona, to biała. Wreszcie nie wytrzymał. Z ust mu się wydobywał coraz wyraźniejszy gardłowy  krzyk.
Niiieeeee!!! Cóżeś gówniarzu uczynił!!! Teraz wszystko znowu będzie pełzało od nowa po świecie! Ludzie mnie przeklną. Już jestem przeklęty!!! Boże jak mogłeś do tego dopuścić?
Nagle, na te słowa niebo pociemniało. Chmury zaczęły się kłębić. Przelewały się, wichrzyły i falowały. Zbliżały się ku sobie gwałtownie. Wszystko po bokach zniknęło i oczom ukazał się sam stwórca. Popatrzył z góry na starca i zwrócił się ku niemu tymi słowami:  
Jam to widział i jam o wszystkim wiedział. Bo jam to wszystko sam obmyślił i zaplanował. Dałem ci przez to naukę, Czyś wyciągnął wnioski?
Dałem ci lekcję pokory i lekcję wiary. Pokazałem ci  ludzi i świat w różnych kolorach. Doświadczałeś bytu bez życia i ufności przez wiarę. Czy wiesz już co chciałem ci przez to przekazać?
Dostałeś dar przebywania w kochającej rodzinie. Tolerancyjnej i prawej. Nie umiałeś tego docenić. A czy umiałbyś teraz raz jeszcze z takiej szansy skorzystać?
Ukląkł na te słowa starzec, spojrzał Bogu w oczy i rzekł. Panie, proszę o to. Wiem już co w życiu ważne. Jest nim serce. Nie bogactwo, status, czy dobrobyt. Ważne co się nosi w sercu. Dobro, tolerancja, wiara, uczciwość i zgoda. To są nauki które mi Panie przekazałeś. Chciałbym wrócić z tą mądrością na łono rodziny, ale czy nie jest już za późno?
I odezwał się na te słowa Pan.
Czy zapomniałeś że dla mnie wszystko jest możliwe? Uważam że już zostałeś ukarany. Odpowiada mi twoja postawa. Wrócisz do rodziny, ale zabiorę ci wspomnienia. Wystarczy ci to, co zostanie w twoim sercu. Powiedziawszy to zagrzmiało i pociemniało, wzrok starca stał się zamglony i nieobecny. Ostatnim odczuciem był wiatr na jego twarzy.
I obudził się starzec, w domu rodzinnym, jako małe pacholę. Był piękny poranek, a przy jego łóżku zaniepokojeni rodzice. Popatrz żono, odzyskuje przytomność. Synu czy poznajesz nas? Byłeś bardzo chory.
Bardzo was kocham moi rodzice. Obiecuję że będę już zawsze grzeczny. Powiedziało do nich pacholę i zasnęło bezpiecznie, snem zdrowym i spokojnym. Był przecież w domu, śród swoich najbliższych.    


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz