171.
Wyszli ze
szpitala. Była już późna obiadowa pora. Jacek nie poszedł już do Karola, bo ten
już był bardzo zmęczony odwiedzinami. Nie był ani jego rodziną, ani kimś
bliskim, nie chciał więc go już męczyć swoim towarzystwem. Po obiedzie poszli z
Joanną do lekarza prowadzącego, wypytać się o jego stan. Sporo stali pod
drzwiami, dopiero po dłuższej chwili zaprosił ich do siebie.
- Nie mam dla
państwa dobrych wiadomości. Pacjent źle reaguje już na leki, a nowe nie
działają. Przykro mi, ale to jego ostatnie chwile. Jego stan się pogarsza z
godziny na godzinę. Proszę być przygotowanym na wszystko. To długo już nie
potrwa.
- Więc nie ma
już żadnej nadziei?
- Tak uważam.
- Jak pan myśli,
kiedy mogła bym przyjść i się z nim pożegnać?
- Jeśli mogę coś
doradzić to dziś wieczorem. Teraz musi się zdrzemnąć po zabiegu, odpocząć. Koło
ósmej dostanie kroplówkę i wtedy będzie można próbować z nim porozmawiać. Bo
tak szczerze to nie wiem czy dotrwa do rana. Bardzo mi przykro. Proszę przyjść
wieczorem, wydam dyspozycje by państwa wpuścić.
- Dziękuję bardzo.
Przyjedziemy.
- Dowidzenia.
Po twarzy Joanny
było widać zmartwienie i smutek. Ta sprawa ją po prostu przerastała. Zamyślona wyszła
z gabinetu.
- Wiesz co Jacku,
chodźmy jeszcze do sali Karola. Przekażemy to co powiedział nam lekarz, tym kogo
zastaniemy i pojedziemy do domu coś zjeść. Później wrócimy tu, dobrze?
- Jasne…
Zrobili tak jak zaplanowali.
***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz