170.
Jacek w końcu
trafił na miejsce.
- O, jesteś już…
- Powiedziała Joanna spostrzegłszy go na korytarzu.
- Z małymi
trudnościami… Witam i jak tam?
- Nie jest
dobrze. Wyszliśmy z Zofią na korytarz. Przyszła tuż przede mną ze stryjem też w
odwiedziny. Teraz zrobił się tłok. Oprócz rodziców Karola i Adasia, przyjechało
teraz, zawiadomione przez, nich jego rodzeństwo… To już jego ostatnie dni…
- To już aż tak wygląda.
Smutne. Szybko gaśnie…
- Gaśnie, - powiedziała
Zofia, -dobrze powiedziane.
- A jeszcze tak niedawno
chodził, bez trudności rozmawiał, a tu masz… Jego rodzeństwo przeszło obok mnie
jakbym nie istniała. Mają pewnie pretensję o nasz ślub… A przecież to on sam tego
chciał… Żebyśmy nie czekali, nawet sam poganiał. To niesprawiedliwe. – Powiedziała
ze łzami w oczach Joanna.
- No cóż. Ich brat
umiera. Tyle lat strzegli go przed tobą…
- Ale przecież sam
mówił że to była zła decyzja, żałował…
- On o tym już wie,
do nich to jeszcze dotrze. Przejdzie im.
- Myślisz że po rozmowie
z nimi, zmieni się ich stosunek do nas?...
- Myślę że nie od
razu, ale z czasem na pewno.
- Mam nadzieję, ale
teraz to boli…
- Wszystkich coś
teraz dręczy. Ich to, z czym się tyle czasu zmagali. Nas że pogodzony z nami, teraz
gaśnie…
- Jacek ty naprawdę
jesteś dobrym człowiekiem.
- Dopiero teraz to
do ciebie dotarło?
- No nie, wiesz o
czym mówię. Dlatego wyszłam za ciebie za mąż, bo wiem jaki jesteś.
Przytuliła się do
niego, spojrzała mu w oczy i powiedziała.
- Wiesz, kocham cię…
- Wiem. – Odpowiedział.
***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz