Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 27 sierpnia 2013

                  113. Gdy ja się urodziłem, była już państwowa cegielnia. Ojciec nie był już w niej kierownikiem, miał dość i zajął się produkcją pieczarek. Ja jako małe dziecko, bawiłem się często w cegielni. Nikt mnie nie pilnował tak jak teraz rodzice swoje dzieci. Tak zresztą byli i wychowywani wszyscy moi rówieśnicy. Cegielnia już wyglądała zupełnie inaczej. Była zmodernizowana, unowocześniona, posiadała już wiele nowoczesnych i wielkich urządzeń. 


Kopaną koparkami łyżkowymi glinę, jak ktoś wie jak wyglądają koparki kopiące węgiel brunatny, to mniej więcej ma pojęcie, wysypywano do uchylnych wagoników kolejki ciągnącej przez ciuchcię. Ojej, ileż to czasu spędziłem jeżdżąc w tej kolejce… Obserwowałem pracę pracowników, działanie koparki. Patrzyłem jak przez uchylne zamykane klapy sypała kawałkami gliny do wózków stojących na szynach. Jak ludzie odpychali je pełne i podczepiali puste do koparki. Potem wjeżdżali na obrotowe łożyskowane platformy i ustawiali je w rzędzie na drugiej bocznicy, przygotowując do podróży do zakładu… W jednej kopalni wózki na górę wyciągała ciuchcia, w drugiej wyciągarka linowa. Wyciągarka wózki pełne wyciągała na równy teren, na jedną bocznicę, a linę spuszczała podczepiając do niej puste z drugiej bocznicy. Ależ było przy tym hałasu i  rumoru… Wiele się nauczyłem przy tym i dowiedziałem, jak też działają te techniczne cudeńka. Wszyscy mnie tam znali, nikt nie przeganiał znałem swoje miejsce, a jak nie, to mi je pokazywano, ot tak dla mojego bezpieczeństwa… ;-D Byłem takim małym majstrem…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz