Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

         211.  ...Ach, jak życie pędzi ma przód… Jak wszystko się zmienia… Moi dziadkowie produkowali cegłę i zaczynali ją robić na bardzo prymitywnych urządzeniach. Kopali glinę ręcznie, szpadlami. Wrzucali je na wozy konne zwanymi żelaźniakami. - Zwane tak z powodu żelaznych obręczy na kołach. Tak, tak, nie było kiedyś gumowych pompowanych kół… Takim wozem pamiętam, jeszcze po II wojnie dziadek woził z pobliskich bagien torf na opał do domu… Chyba nawet raz z nim jechałem takim wozem. Potem, z trudnością, wyjeżdżało się z takiej Glinianki, - „dziury w ziemi” i jechało pod tak zwany Press. Było to coś w rodzaju pionowo postawionej maszynki do mięsa. Z góry się wrzucało glinę o odpowiedniej wilgotności, urządzenie to mieszało glinę prasowało i wyciskało przez prostokątny otwór na dole. Przypominało to trochę robienie kostek masła w mleczarni. Całe to urządzenie było wpuszczone nieco w ziemię by nie trzeba było za wysoko tej gliny do tego pressa wrzucać. Wadą tego było to, że człowiek odbierający cegły na dole stał ciągle w wodzie, bo otwór z którego wyciskana była surówka, dla lepszego poślizgu i wyglądu cegieł był skrapiany wodą. Urządzenie napędzane było siłą końskich mięśni. Na górze tego świdra, był przymocowany długi drewniany drąg, a z drugiej orczyk z uprzężą dla konia. Koń chodził w koło, mielił i wyciskał sprasowany blok gliny wychodzący na dole tego urządzenia. (CDN).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz